fbpx

Ostateczne poszukiwania następcy C-360. Cz. 1: Czym faktycznie była „sześćdziesiątka”?

Przełom skłania do refleksji, przemyśleń i postanowień. To czas, w którym często przypominamy sobie o kwestiach, które mieliśmy oznaczone w kalendarzu jako “do zrobienia”, ale jakoś się nie złożyło. Wreszcie jednak robimy to, szukamy prawdziwych następców Ursusa C-360. Ale inaczej, niż robiono to dotychczas. Inaczej, bo naprawdę.

Czy wy też macie dosyć artykułów polujących na waszą uwagę tytułami w stylu “[wstaw jakąś egzotyczną markę i model] to nowy następca C-360?”, albo “co zamiast C-360 Przedstawiamy kilka budżetowych propozycji…”, analogicznie sprawa ma się w przypadku C-330, lecz po otworzeniu odnośnika do artykułu okazuje się, że ten dotyczy jakiegoś niedostępnego w Polsce, lub dostępnego półlegalnymi metodami, dalekowschodniego de-facto odpowiednika C-360 pod względem zaawansowania konstrukcji, jednak bez gwarancji użyteczności, trwałości i bez zaplecza części zamiennych czy wiedzy odnośnie napraw, zaś w przypadku „następców” C-330 zazwyczaj chodzi o przerośniętą kosiarkę do trawy, względnie ciągnik ogrodniczo-sadowniczy, ale o mocy zbliżonej do trzydziestki, więc jako tako można na to naciągnąć dobrze klikający się, choć całkowicie bezsensowny tytuł, w końcu C-330, choć jest ciągnikiem lekkim, to wciąż polowym; ze zwolnicami, biegami polowymi, masą od 1,6 do prawie 2 ton i niezłym jak na swoje czasy udźwigiem podnośnika.

Dobrze utrzymany C-360 to maszyna, która cieszy oko, ale jeszcze bardziej oko i ducha cieszą maszyny, które wciąż są modyfikowane i wciąż dzielnie służą swoim właścicielom podczas normalnych prac, fot. G. Szularz

Właśnie, jak na swoje czasy. Tutaj, więc w czasach świetności pełniących wciąż czynną służbę na polach C-360 i C-330, widzę początek drogi, która zaprowadzi nas do odpowiedzenia sobie raz na zawsze na pytanie, czy w ogóle można doszukiwać się faktycznego następcy C-360 a jeżeli tak, to jaki ciągnik lub raczej jaka grupa ciągników może tak zostać nazwana.

Sześćdziesiątka

Jeżeli mowa o spadkobiercy, to w przypadku maszyny można rozważyć dwa pojęcia. Pierwsze, oczywiste, czyli spadkobierca duchowy, następca, nośnik nazwy, tradycji i niestety w tej kategorii szans na wskazanie takiego spadkobiercy na razie nie ma, bo wraz z likwidacją spółki Ursus S.A. odeszła w niebyt także i linia C-360. Drugie pojęcie, to o którym mowa na początku tekstu, to spadkobierca nie tyle w postaci najnowszej generacji, bo marka już nie istnieje, ale następcy, który w bieżących realiach byłby dla obecnego rolnika tym, czym był Ursus C-360 w czasach swojej świetności. Czyli nierealnym marzeniem, a więc jest bardzo prosty, bowiem każdy nowy ciągnik z uwagi na swoją astronomiczną cenę, będzie spełniał to kryterium. Można by tak zażartować, choć przyznacie, że jest to trochę śmiech przez łzy, ale przyjrzyjmy się najpierw czym faktycznie popularna sześćdziesiątka była.

Ursus C-4011 – licencja i początek kariery ciągników średnich w PRL, fot. G. Szularz

O historii, budowie czy technikaliach nie ma się zbytnio co rozpisywać, bo jest to temat ogólnie znany. Warto jednak nadmienić, że pod hasłem „sześćdziesiątka” może kryć się kilka lub nawet kilkanaście ciągników, wszak licząc od debiutu w postaci Zetora: 4011 poprzez Ursusa C-4011, C-345, C-355 na właściwej C-360 nie kończąc, bowiem była jeszcze ostania seria C-362, krótkie serie przejściówek, no i w końcu autorskie modernizacje, jak całkiem sensowne połączenia tyłu C-4011 z silnikiem C-355 lub C-360 o mariażach z Zetorami nie wspominając. Wszystko to można uznać za definicję C-360, bo w odróżnieniu od samochodów, maszyny robocze żyją i ewoluują wedle potrzeb swoich użytkowników, proporcjonalnie do ich umiejętności majsterkowania i budżetu jakim dysponują. A zatem bez zbytniego zawracania sobie głowy oznaczeniami, powinniśmy mieć przed oczyma obraz średniego ciągnika polowego o rozsądnej masie pomiędzy 2-3 tonami, z silnikiem czterocylindrowym o mocy około 50 KM, z dwustopniowym sprzęgłem, pięcioma biegami i reduktorem, zwolnicami i możliwością podniesienia na podnośniku przynajmniej tony. Tylko co to wszystko znaczy? A raczej co to wszystko znaczyło wtedy?

Zderzenie z realami

Skoro wyjaśniamy tak ważny temat, bo chyba nie ma na polskiej wsi nikogo, komu temat narodowego dobra jakim był Ursus C-355 byłby obojętny, warto pochylić się nad stwierdzeniem jakoby wspomniany ciągnik był zwyczajnie przestarzały i to już w chwili wejścia do produkcji. A jest to dość często przytaczany w dyskusjach argument, mający niejako podważyć, czy faktycznie było to dobro narodowe, bo w jakich czasach przyszło mu być produkowanym to każdy wie.

Tu warto od razu wprowadzić pewien podział czasowy naszych rozważań, związany bezpośrednio z okresem produkcji, a skoro założyliśmy, że pod hasłem sześćdziesiątka kryją się wszystkie serie, bo i po prawdzie trudno z różnic np.: pomiędzy 355 a 360 wybronić, że są to dwie zupełnie inne, oddzielne generacje, zwłaszcza, że względem C4011 w pewnych kwestiach nastąpił regres. A zatem za początek bezsprzecznie wyznacza rok 1960 i powstanie pierwszego ciągnika zunifikowanej rodziny UR1 – Zetor 3011, dopiero później 4011 na bazie którego, po różnych poprawkach między innymi przy udziale Politechniki Warszawskiej, powstał licencyjny C4011, a było to pięć lat później.

To właśnie na produktach firmy Zetor władz ludowa postanowiła oprzeć produkcję średnich ciągników, fot. G. Szularz

Dwa lata później czyli w 1967, Zetor wycofał z produkcji model 4011, a do produkcji trafił nowocześniejszy 4511 z tak zwanej Modernizacji 1. W Ursusie dopiero w 1971 roku zakończono przygotowania do wprowadzenia następcy, czyli C-355, a pięć lat później bramę fabryki zaczęły opuszczać modele C-360, które wyjeżdżały aż do upadku fabryki ZPC Ursus. Mamy więc niemal 30 lat produkcji, a w tle czasy trudne i obfitujące w liczne zawirowania. Skupimy się zatem na dwóch pierwszych dekadach produkcji, kiedy nasza sześćdziesiątka rozpoczynała karierę oraz gdy zakłady działały pełną parą, a bramy opuszczały najbardziej charakterystyczne warianty. Będzie to okres panowania Władysława Gomułki (produkcja C4011) oraz Edwarda Gierka (C-355/C-355M/C-360), zaś nasze rozważania zakończymy na roku 1980, o motywach i powodach w dalszej części, którą można znaleźć tutaj:

C-360 na tle zachodniej konkurencji. Czy faktycznie był przestarzały? Ostateczne poszukiwania następcy C-360. Cz. 2

McHale - baner - kwiecień 2024
Syngenta baner Treso
Baner webinarium konopie
POZ 2024 - baner

4 KOMENTARZE

  1. Abc – mam 80 ha. I kilka ciągników w tym 4 sześćdziesiątki właśnie z uwagi na szeroko pojętą ekonomię. Koszt obsługi bieżącej nowoczesnego ciągnika to może być wręcz koszt remontu kapitalnego C 360

  2. Jeśli chodzi o prostotę,, cenę tak ciągnika, jak i maszyn oraz zakres prac, jakie można tym ciągnikiem wykonywać to C-360 następcy nie ma. Całe PGR’y tymi sześćdziesiątkami były swego czasu obrabiane. Ile teraz kosztowałby taki odpowiednik C-360 wraz z zestawem dedykowanych maszyn? A co ja inaczej obrobię pole technologią z lat ’70, niż obecną? Co na to ekonomia? Wiadomo, że nikt, kto ma setki hektarów, w sześćdziesiątki bawił się nie będzie, ale mając do 30 hektarów ziemi rolnej, pchać się w nowoczesną technologię tylko dla komfortu w kabinie? Bezsens. O serwisowaniu i kosztach nie wspomnę – za części przyniesione w czapce, całą sześćdziesiątkę można kupić.

    • To nie są te czasy. Mając dwa, trzy hektary to można takim robić, ale jak 20-30 to bezsens. Co z tego, że tanie części, jak to po 6-ciu godzinach pracy wychodzisz umęczony jak po harówce. To można tak pracować młodym, a na emeryturze leczyć się. Kiedyś nie było za bardzo wyboru, bo i pracując poza rolnictwem trzeba było się narobić. Pozdro

ZOSTAW KOMENTARZ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Najpopularniejsze artykuły
NAJNOWSZE WIADOMOŚCI
[s4u_pp_featured_products per_row="2"]
INNE ARTYKUŁY AUTORA




ARTYKUŁY POWIĄZANE (TAG)

NAJNOWSZE KOMENTARZE

Newsletter

Zapisz się do Rolniczego Newslettera WRP.pl, aby otrzymywać informacje o tym co aktualnie najważniejsze w krajowym i zagranicznym rolnictwie.