fbpx

Prof. Piechota: założenia ekoschematów są słuszne (wywiad)

Założenia ekoschematów są słuszne, ponieważ zachęcają do praktyk, które wychodzą jeszcze bardziej w kierunku ochrony gleb, czyli ich wartości produkcyjnej i odporności na wszelkie problemy. Natomiast sposób ich wdrażania powinien być zmieniony – mówi prof. UP w Poznaniu dr hab. Tomasz Piechota.

Panie doktorze, Zielony Ład stał się, w opinii nie tylko rolników, „czarnym ludem”, którego przegnanie ma być gwarancją opłacalności produkcji rolnej. Co Pan o tym sądzi?

To byłoby „wylanie dziecka z kąpielą”. Z punktu widzenia agrotechniki Zielony Ład, pomimo wielu niedoróbek ma słuszne założenia, ponieważ, nawet jeśli ktoś nie wierzy, że przyczyną ocieplenia jest człowiek, zmiany klimatyczne są faktem. Mamy permanentną suszę – to, co mieliśmy zimą, to tylko pozorny nadmiar wody, bo nadal mamy potężne niedobory jeśli chodzi o poziom wód gruntowych, zbiorników wodnych. To bezpośrednio przekłada się na straty w rolnictwie i z tym trzeba walczyć.

Wiele osób, nie tylko zwykłych rolników, ale też ekspertów, uważa zagrożenie katastrofą klimatyczną za bzdurę. Na czym Pan opiera swoje odmienne zdanie w tej sprawie?

Na swoich trzydziestoletnich obserwacjach. Widzę postępujące stepowienie, pustynnienie w zasadzie naszych gruntów, coraz większą degradację: często widoczne łysiny na polach, gdzie nic nie rośnie, to bezpośredni skutek degradacji gruntów. Jeśli mamy po dwa miesiące zupełnie bez deszczu, to nikt nie może powiedzieć, że nie ma suszy. Zaprzeczanie temu to zaprzeczanie faktom.

Ja nie mówię o całym świecie – mówię o tym, co jest tu i teraz, w Polsce. Szczególnie w Wielkopolsce, na Kujawach, w Lubuskiem, naprawdę jest źle. Jeżeli na glebach II klasy bonitacyjnej buraki są wielkości pietruszki ze względu na brak wody, to nikt mi nie powie, że klimat jest korzystny dla wegetacji.

Czy rolnictwo może w jakiś sposób powstrzymać te zmiany klimatyczne?

Sposoby przeciwdziałania temu są wpisane do Zielonego Ładu. Pierwszy sposób to rolnictwo węglowe: rolnik przez zwiększenie ilości węgla w glebie ściąga dwutlenek węgla z atmosfery, czyli spowalnia powiększanie się efektu cieplarnianego. CO2 jest najpowszechniej występującym gazem cieplarnianym i na niego rolnik ma bezpośrednio wpływ. Zwiększając ilość próchnicy w glebie – a węgiel jest podstawowym elementem próchnicy – może ten węgiel z powietrza „ściągnąć”.

Natomiast jest inna, bezpośrednia dla rolnika korzyść ze zwiększania ilości węgla w glebie – zwiększając zawartość próchnicy w glebie zwiększa się jej odporność na suszę, a więc na zmiany klimatyczne.

Rolnicy bardzo negatywnie przyjmują normy GAEC. Czy popełniają błąd odrzucając konieczność ugorowania i zmianowania?

GAEC 8 nie mówi wprost o ugorowaniu. Oczywiście, jest to konieczność wyłączenia 4% gruntów, ale norma mówi o powierzchniach nieprodukcyjnych, którymi mogą być np. drzewa, więc „ugorowanie” to taki skrót myślowy. Natomiast szczerze przyznam, że to jest norma, co do której nie mam zdania. Generalnie przyroda jest w odwrocie i rolnicy cierpią z tego powodu, choć nikt tego nie widzi „gołym okiem”, natomiast GAEC 8 została wprowadzona wbrew prawidłom sztuki, bo na dobrą sprawę nikt nie wie, jak to ma wyglądać, ani po co to jest, bo tego rolnikom nie wytłumaczono. Dyskusyjne jest to, czy powinna obowiązywać wszędzie w Polsce, bo są przecież u nas obszary, gdzie przyrody jest bardzo dużo, i są rejony, gdzie naprawdę to by się przydało.

Co do dywersyfikacji upraw, to jest to podstawa racjonalnego rolnictwa. Jeżeli od tego odchodzimy, pogarszamy warunki produkcji, zmuszamy się do stosowania większych ilości mniej efektywnie działających środków produkcji. GAEC 7 nie tylko wymaga od rolnika „cudów” – to naprawdę są niewielkie wymagania i nie jest to nawet tak naprawdę prawdziwe zmianowanie.

GAEC to nic nie mówiący rolnikom skrót – czy można go w języku polskim rozwinąć jako „dobrą praktykę rolniczą”?

Tak, kiedyś to się tak nazywało. To są minimalne dobre praktyki rolnicze, które każdy powinien spełniać.

Czy powodem sprzeciwu rolników wobec GAEC jest nieznajomość tych dobrych praktyk?

Częściowo tak, nie sposób jednak pominąć faktu, że obwarowania prawne i proceduralne wymagane przy spełnianiu GAEC są bardzo niejasne w wielu momentach. Poza tym normy zostały wprowadzone z dużym opóźnieniem, rolnicy nie mieli czasu się do tego przygotować. Obie te kwestie powodują wielką i słuszną złość rolników.

Oprócz GAEC mamy jeszcze ekoschematy – co Pan sądzi o nich?

Założenia ekoschematów są słuszne. Trzeba też podkreślić, że są to praktyki dobrowolne. Natomiast rolników zdenerwowało to, że pieniądze na ekoschematy zostały zabrane z podstawowej dopłaty. Ale ekoschematy zachęcają do praktyk, które wychodzą jeszcze bardziej w kierunku ochrony gleb, czyli ich wartości produkcyjnej i odporności na wszelkie problemy.

Czyli ekoschematy są „dobrą praktyką plus”, działaniem „premium”?

Działaniem premium, albo działaniem dla zaawansowanych. Stawki tu nie są takie, że można na tym zarobić, one zostały wyliczone tylko tak, by pokryć koszty zabiegów. Jeśli mamy praktykę związaną ze stosowaniem biologicznych środków ochrony roślin, to pieniądze wystarczą tylko na zakup tego środka, nic więcej.

Najbardziej rozbudowanym ekoschematem jest rolnictwo węglowe. Czy to dobrze?

Dobrze, natomiast znów – nikt rolnikom tego nie wytłumaczył. Rolnicy rozumieją rolnictwo węglowe jako rolnictwo ukierunkowane na ochronę środowiska naturalnego. Natomiast wprost chodzi tu o próchnicę w glebie, czyli podstawę istnienia gleby. Jeżeli mówimy o odbudowie zasobów próchnicy, to jest to działanie idealne. Nasze gleby są odpróchniczone: one i tak są słabe, jeśli chodzi o próchnicę, natomiast działalność rolnicza powoduje dalszą ich degradację.

Często mówimy tu o tym, że rolnikom nie wytłumaczono w porę czegoś, a jednocześnie, że te działania to dobra praktyka rolnicza. Dlaczego rolnicy tak mało wiedzą o glebie, żyzności gleby, o tym jak z nią pracować?

W mojej osobistej opinii jest to efekt zachłyśnięcia się nowoczesnością. Jeszcze do mniej więcej roku 1990 rolnicy nie mieli innych możliwości osiągnięcia dobrych efektów swojej produkcji jak tylko poprzez dobrą agrotechnikę, czyli przede wszystkim zmianowanie. Każde gospodarstwo miało zwierzęta i zbilansowaną produkcję obornika. Gospodarka była zrównoważona i wszyscy wiedzieli, że tak się robi. Po roku 1990 okazało się nagle, że można mieć pod dostatkiem nawozów, środków ochrony roślin, maszyn. Rolnicy zaczęli iść w kierunku maksymalizacji produkcji, bo to się opłacało. Negatywne skutki takiego podejścia ujawniły się pod 20 latach i dlatego to, co teraz widzimy na polach, nie jest kojarzone z tym, co się zadziało dziesiątki lat wcześniej.

W niektórych szkołach rolniczych, na pewno u nas, na Wydziale Rolnictwa, Ogrodnictwa i Biotechnologii uczymy tego teraz, natomiast rolnicy, którzy kończyli szkoły 30 lat temu nie mają kompleksowego kształcenia, żeby o takich rzeczach wiedzieć.

W jaki sposób teraz odwrócić te negatywne skutki?

Jednym ze sposobów jest technologia uprawy bezorkowej, która niestety jest w większości nieznana rolnikom. Krąży mnóstwo o tym nieprawdziwych opinii, wyolbrzymianych i straszących rolników.

Ale w ekoschematach są też praktyki, które są oczywiste, np. wapnowanie. Nie wiem, dlaczego ludzie nie wapnują pól. Wszyscy wiedzą, że to należy robić, a nadal ponad połowa gruntów jest tak zakwaszona, że pilnie wymaga wapnowania.

Oczywiście, uprawa pola w sposób właściwy wymaga zajęcia się gospodarstwem. Trudno to robić, gdy ktoś traktuje gospodarstwo jako dodatkowy dochód, bo pracuje gdzieś na etacie, i chce tylko zasiać jedną roślinę i ją zebrać. Ale nawet i wtedy może stosować zmianowanie, siejąc w kolejnym roku co innego.

Rolnicy mówią, że sieją to, co się opłaca…

O gospodarstwie nie można myśleć w perspektywie jednego roku, traktując dochody z niego jako dodatek do pensji z etatu, bo takie myślenie najczęściej doprowadza do wyeksploatowania gleby. Prowadząc gospodarstwo trzeba stawiać sobie cele krótkookresowe i długookresowe, przy czym te długookresowe powinny wyznaczać strategię działania. Nawet małe gospodarstwo może mieć krowę, inne zwierzęta, uprawiać rośliny paszowe i stosować płodozmian. Jeśli płodozmian jest trudny, można to częściowo zastąpić zbilansowanym nawożeniem. analiza próbki gleby kosztuje niecałe 15 zł i wiemy wszystko.

Wspomniał Pan o uprawie bezorkowej. Wpisuje się w nią uprawa pasowa. Co sądzi Pan o tej technologii?

Jest to jedna z bardziej atrakcyjnych technologii, która jest w stanie pogodzić wymagania gleby z oczekiwaniami rolników.

W naszym klimacie, gdzie mamy regularnie okresy suche, bardzo ważna jest ściółka, która pozostaje na powierzchni gruntu. W uprawach bezorkowych jest taki paradoks, że jeśli pozostawiamy dużo ściółki, trudniej jest pracować np. siewnikiem a lepsze przygotowanie do pracy siewnika oznacza mniej ściółki. Uprawa pasowa pozwala większość ściółki zostawić a jednocześnie przygotować czysty pasek pod siew. Możemy jednocześnie głęboko spulchnić glebę w wybranych miejscach, gdy pozostała gleba odpoczywa.

Tego trzeba się nauczyć…

Pługa też trzeba się było nauczyć, więc można równie dobrze nauczyć się nie orać. Z roku na rok na całym świecie gospodarstw stosujących technologię bezorkową przybywa – im jest gorzej, tym więcej rolników ją stosuje, bo to jest dla nich ratunek. W Polsce widocznie nie jest jeszcze tak źle, skoro ta technologia jest tak mało popularna.

Podsumowując – nie powinno się wyrzucać Zielonego Ładu do kosza?

Na pewno powinno się odrzucić przytłaczającą „papierologię” i ponownie przemyśleć niektóre zapisy, jak np. ograniczenie środków ochrony roślin o 50%, szczególnie, że nie wiadomo, o co tak naprawdę chodzi – czy o ograniczenie substancji aktywnych, czy o ilość zabiegów. Poza tym trudno rolnikom akceptować Zielony Ład, jeśli Unia Europejska podpisuje umowy o wolnym handlu z krajami, gdzie żadne ograniczenia nie obowiązują. Te trzy sprawy powinny dotrzeć do decydentów, żeby rolnicy mogli spokojnie stosować praktyki, których wpływ na gospodarstwa będzie niewątpliwie korzystny.

1 KOMENTARZ

  1. Pięknie Panie Profesorze, ale…
    1. jeśli chodzi o próchnicę, pełna zgoda, sam nad tym pracuję, żeby niektóre kawałki poprawić. Ale to jest doszywanie łaty do dziury na portkach o nazwie “zielony ład”. A to dlatego, że mówi się tylko o śladzie węglowym. A gdyby chodziło o próchnicę, to byłaby alternatywa w postaci: zrób analizę, jeżeli jest norma to dostaniesz kasę za poziom próchnicy w glebie. A cała ta gadka-szmatka jest tylko o śladzie węglowym. I to jest jedyna intencja i kierunek narzucony z urzędu. A to że mieszkańcy miast będą importować mięso z Chin z kilkupoziomowych chlewni, a CO2 z Chin stopi lodowce w Nepalu to jest mniej istotne? Przecież oni wyprodukują więcej CO2, niż my zaoszczędzimy. Praw termodynamiki chemicznej się nie oszuka. I to jest to, co nam się nie podoba. Jeden cwaniaczek z drugim importują towary spoza UE, bo tam nie przejmują się klimatem, a u nas wszystko pada (no chyba że jesteś importerem).
    2. Był zachowany bilans obornika… kiedyś. Tylko niech podniesie rękę każdy kto utrzyma się z 5 hektarów, pięciu świń i jednej krowy… Żeby się utrzymać musisz zmienić skalę produkcji. A dodajmy do tego upadek niemal całej branży wieprzowiny. Panie Profesorze, czy według Pana ma to jakiś wpływ na zachwianie równowagi obornika w glebie.
    3. A co wapnowania. Nikt nie robi analiz. Z różnych przyczyn. Ale skoro jest program “darmowego wapna” a pola i tak są zakwaszone, to może ten program jest do kitu i powinien być bardziej “frontem do klienta”. Może trzeba go inaczej zorganizować. Jak patrzę na swoich sąsiadów z dużymi hodowlami bydła mlecznego, oni nie wiedzą w co ręce włożyć. W efekcie muszą wybierać, chodzić po polach (bardzo rozdrobnionych) i pobierać próbki, pakować i wysyłać setki próbek. Dosłownie setki ze względu na rozdrobnienie areałów. Albo czas poświęcić na pielęgnacje stada. Wybierają to drugie.
    4. W zielonym ładzie nie ma nauki. Nawet jeżeli coś przez przypadek się pokrywa ze zdrowym rozsądkiem i normalną praktyką rolniczą, to absolutnie nie wynika z rozważania naukowych, tylko i wyłącznie z gry interesów przy użyciu pożytecznych eko-ignorantów.
    5. I na koniec najlepsze. Jeśli chodzi o zmianowanie. Panie Profesorze, co będzie dobre do obsiania za rok i za dwa lata? Jeśli pomyślał Pan, że przecież nie jest Pan ekonomistą, to proszę przemyśleć swoje opinie. Jeżeli powie Pan, że przecież chodziło tylko o sam fakt zmianowania jako słusznej praktyki, a nie sferę ekonomiczną, to co nam po takie poradzie? Rozumie Pan, że mogą być trudności w opłacalności, to dlaczego Pan o tym nie wspomniał w swojej wypowiedzi?
    6. Należy rozpocząć od rozprawienia się z spekulacjami na rynku rolnym i układami w “Brukseli” (których oczywiście nie ma). Potem się okaże, że rolnictwo jest opłacalne, a rolnicy sami będą dobierać zmianowanie zamiast monokultury, sami będą wapnować… bo będzie się opłacało to wszystko robić i zobaczą w tym sens. Proste, prawda? Ale teraz planowanie uprawy jest jak hazard…
    7. Jeżeli to ma być wejście wiedzy akademickiej pod strzechy, to raczej nie tędy droga. W końcu jest różnica między nauką, a pouczaniem.

ZOSTAW KOMENTARZ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Najpopularniejsze artykuły
NAJNOWSZE WIADOMOŚCI
[s4u_pp_featured_products per_row="2"]
INNE ARTYKUŁY AUTORA




ARTYKUŁY POWIĄZANE (TAG)

NAJNOWSZE KOMENTARZE

Newsletter

Zapisz się do Rolniczego Newslettera WRP.pl, aby otrzymywać informacje o tym co aktualnie najważniejsze w krajowym i zagranicznym rolnictwie.