Jaki był wasz pierwszy ciągnik? Taki naprawdę pierwszy, który samodzielnie kupiliście do waszego gospodarstwa. Taki, z którym wiąże się historia waszej pracy na roli. Znam wiele takich maszyn, ale jedną z nich lubię szczególnie, bo przez lata dostarczałem do niej części, a właściciel mówi o nim niemal pieszczotliwie:“Mój Mercedes”.
Oczywiście nie jest to w żadnym przypadku niemiecka maszyna rolnicza. Choć wiele lat ten stary ciągnik stał obok zachodnich maszyn, to nawet mimo to nie przejął żadnej z ich cech. To stary MTZ-82, który, jak mówi mi jego właściciel, nic już dziś nie robi, ale nie jest na sprzedaż i ma doczekać w spokoju swoich dni. Zasłużył.
Ta historia zaczyna się prawie 30 lat temu, gdy młody rolnik dziedziczy dość nagle po ojcu kilkanaście hektarów. Ani dużo, ani mało, bo czasy dla rolników ciężkie, a nowy czas kapitalizmu pcha się nawet na pola. Na podwórku kilka starych maszyn i kupiony jeszcze przez ojca stary, radziecki ciągnik MTZ z przednim napędem. Mając taki sprzęt, trudno zacząć gospodarzyć, ale trzeba. Zapał w młodej głowie jest i chęci ogromne też. Z rolnictwa można się utrzymać, ale jak?
Co uprawiać, żeby żyć?
Kilka następnych lat to ciągłe kombinowanie. Może w tym roku postawić na pszenicę, może na kukurydzę, a może na rzepak, bo akurat ostatnio za niego dobrze płacą. Coraz więcej wątpliwości i pytań. Jak żyć, gdy pojawia się rodzina? Drobna, uśmiechnięta żona wspiera we wszystkim młodego rolnika, ale łatwo nie jest. W gospodarstwie pojawia się młodsze pokolenie.
Stary już wtedy MTZ-82 orze, sieje, uprawia i się psuje. Dobrze, że części tanie i można samemu poskładać. Przez lata widujemy się regularnie, bo na części do ciągnika nie żałuje. Zawsze trzeba zaplanować, co się może w starym “Iwanie” zepsuć w najbliższym okresie, ale i tak zawsze coś niespodziewanie w nim walnie. Na przestoje jednak nie ma czasu, bo gospodarka się rozwija.
Pola zaczęło przybywać. Najpierw dzierżawa, potem już własne i tak minęło parę lat. Jednak rozwój był zbyt powolny jak na ambicje rolnika. Trudno było przewidzieć, ile w sumie zostanie z uprawy zbóż, a jeszcze trzeba było zainwestować w starzejący się sprzęt.
Rusek w kartoflach
Któregoś dnia pojawił się pomysł: “Będę uprawiał ziemniaki” i wielu okolicznych rolników ostro stuknęło się w głowę. Ziemniaki? Jak można wyżyć z ziemniaków? “Można, bo będę uprawiał najlepsze.” – ostro kwitował wątpliwości niedowiarków. Specjaliści w hodowli pomogli dobrać odpowiednią odmianę. Taką specjalną na chipsy, bo niedaleko powstała niemiecka fabryka tych przysmaków.
Stare i mocno zużyte już 80 koni mechanicznych silnika MTZ-a do takiej przemysłowej uprawy ziemniaków zaczęło już nie wystarczać. Potrzebny był ostry tuning i to naprawdę na grubo, bo maszyna i tak wymagała generalnego remontu. O dziwo, wcale nie chodziło o podwojenie ilości koni mechanicznych, ale poprawę właściwości ciągnika i jego parametrów użytkowych.
Dlatego stary silnik D-240 został przerobiony tak, żeby można było zamontować do niego turbosprężarkę i cały jej osprzęt. Zamontowano nowe tuleje silnika i tłoki oraz przystosowane do nich nowe pierścienie do większych obciążeń. Zmieniono pompę oleju silnika na taką o większym wydatku. Zostały zamontowane inne końcówki wtryskiwaczy, a one same zostały podkręcone na ciśnienie 190 kg/m. Lekkiej modyfikacji uległa także pompa wtryskowa, którą przystosowano do dawki uderzeniowej.
Tuning gospodarstwa
Oczywiście stary silnik dostał nowe panewki i wał oraz dokładnie go umyto, pozbywając się wszelkich wieloletnich nagarów. Silnik dostał także nową chłodnicę oleju. Wymianie uległa również tarcza sprzęgła i docisk na mocniejszy oraz przy okazji zmieniono kilka kół w skrzyni pośredniej. Reszta,czyli skrzynia biegów i dyferencjał zostały dokładnie wyczyszczone. Po tak gruntownym remoncie ciągnik nabrał nowego życia. Było mu ono potrzebne w najbliższych latach, a na okoliczność remontu na masce zawisła gwiazda ze starego dostawczego Merca.
Uprawa wysokiej jakości ziemniaków na chipsy okazała się strzałem w przysłowiową dychę. Gospodarstwo przez lata się rozwijało, pojawiały się nowoczesne maszyny, kombajny i ciągniki. “Mercedes” oczywiście nadal pracował, choć z każdym ziemniaczanym sezonem coraz mniej. W końcu służył tylko za mobilny napęd do zasilanej wałkiem WOM ogrodowej pompy wody.
Co zostało z oryginału?
Dwa lata temu gospodarstwo pożegnało się z ziemniakami. Cena skupu w kontraktacji okazała się dramatycznie niska. Dwadzieścia lat wyspecjalizowanej uprawy przeminęło. Wiedza o niej została zamrożona, jak wcześniej same ziemniaki w wielkich chłodniach, które do dziś służą za magazyny. Pytam dlaczego i słyszę, że starszy właściciel fabryki odszedł, a dla jego następców liczą się tabelki z wynikami, a nie ludzie. Wtedy to właśnie “Merc” trafił na emeryturę.
Przyglądam się dziś temu ciągnikowi i myślę o tym, co przez te lata zostało z oryginału. Niemal każda część w nim została wymieniona na nową. Każdy podzespół wymagał w tym czasie poważnych interwencji serwisowych, a i sam ciągnik nie raz dał popalić użytkownikowi. Mimo to jest do dziś, choć stoi bezczynnie w kącie podwórka. Został częścią gospodarstwa, które dosłownie postawił na nogi. Na pożegnanie słyszę “Wiesz, że go nie sprzedam”. Wiem.