fbpx

Kryzys ekonomiczny przygniótł polskie rolnictwo w 2023 r. Jak zarobić na rolnictwie w 2024 roku?

Susza, afera zbożowa, różne interpretacje tzw. ekoschematów, wysokie koszty produkcji – to tylko kilka z najważniejszych problemów, z jakimi zmagali się rolnicy w 2023 roku. Kryzys odczuli także producenci maszyn rolniczych. Eksperci upatrują szansy na nadchodzące lata w rolnictwie węglowym.

Ceny skupu płodów rolnych wróciły do stanów sprzed pandemii COVID oraz agresji Rosji na Ukrainę, podczas gdy ceny środków produkcji, w tym nawozów, środków ochrony roślin oraz energii pozostają na bardzo wysokim poziomie. To wszystko spowodowało zdecydowany spadek rentowności większości kierunków produkcji rolniczej.

Niestety, nie widać perspektyw na szybką poprawę tej sytuacji. Płynność finansowa wielu gospodarstw rolnych jest zagrożona – bez względu na to, czy skupiają się one tylko na produkcji roślinnej, czy posiadają także hodowlę. Dopłaty rządowe podtrzymują ją w niewielkim stopniu. Dodatkowo w ostatnim czasie rolnicy otrzymali bardzo niskie zaliczki na dopłaty bezpośrednie. Nie zostały uwzględnione w nich płatności związane z ekoschematami. Takie wnioski płyną z Walnego Zgromadzenia Wielkopolskiej Izby Rolniczej. Samorządowcy zwracają uwagę na kryzys ekonomiczny, który zdominował sektor rolny w 2023 roku.

Susza stanie się normalnością?

Skutki kryzysu były spotęgowane m.in. przez suszę. Instytut Uprawy Nawożenia i Gleboznawstwa odnotował ją we wszystkich monitorowanych uprawach. Deficyt opadów spowodował, według IUNG, straty w plonach na poziomie minimum 20 proc. Do deficytów wodnych trzeba się przyzwyczaić i na nie przygotować.

– Niepokojące jest to, że susze się powtarzają. Problem polega na tym, że w pasie środkowym naszego kraju mamy do czynienia z najmniejszą ilością opadów. Jest to około 500-600 mm rocznie. W tym samym czasie wyparowuje od 650 do 750 mm, a w suchych, upalnych latach, których mamy coraz więcej, nawet 900-1.000 mm – mówi Grzegorz Smytry, dyrektor Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Bydgoszczy Państwowego Gospodarstwa Wodnego Wody Polskie.

Zboże z Ukrainy zalało polski rynek

Według Najwyższej Izby Kontroli w 2022 roku wzrost importu pszenicy z Ukrainy do Polski wyniósł rok do roku blisko 17 tysięcy procent, a kukurydzy o prawie 30 tysięcy procent! 541 firm w ciągu 16 miesięcy sprowadziło łącznie do naszego kraju 4,3 mln ton zbóż i roślin oleistych o wartości 6,2 mld zł.

Z tego tranzytem objęto zaledwie 0,7 mln ton. Aż 3,4 mln ton zostało w kraju. Import do Polski stanowił około 10 proc. zbiorów krajowych, które wyniosły w 2022 roku 35 mln ton. Praktycznie do żniw trwała walka o opróżnienie magazynów zbożowych – tak, aby mieć gdzie przechować nowe plony. Jak można się domyślać, taka sytuacja sprawiła, że rolnicy musieli sprzedać swoje płody rolne za znacznie niższe kwoty niż by tego oczekiwali. W przypadku niektórych gospodarstw straty liczyły setki tysięcy złotych. A wszystko to przy dużej nieufności do rządzących.

”W czerwcu 2022 r. ówczesny Minister Rolnictwa i Rozwoju Wsi – Henryk Kowalczyk udzielił wywiadu, podczas którego odniósł się do kwestii zakłóceń rynkowych spowodowanych przez import zbóż z Ukrainy na polski rynek. Minister stwierdził m.in., że ceny zbóż będą utrzymywały się na wysokim poziomie oraz że w II półroczu 2022 r. ceny te mogą ulec zwiększeniu. W związku z czym apelował do krajowych producentów rolnych o niesprzedawanie zboża i rzepaku. NIK wskazuje, że wyrażona w mediach przez Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi ocena sytuacji na krajowym rynku zbóż była błędna i nie oparta na żadnych analizach” – czytamy w raporcie Najwyższej Izby Kontroli.

Następcą ministra Kowalczyka został Robert Telus. Już w kwietniu zapowiadał on opublikowanie listy firm, które sprowadzały zboże z Ukrainy. Do tego, jak jednak wiemy, doszło dopiero na początku grudnia za sprawą Anny Gembickiej pełniącej funkcję szefa resortu rolnictwa przez zaledwie dwa tygodnie. Teraz to stanowisko piastuje Czesław Siekierski, który w roli wiceministra ma m.in. Michała Kołodziejczaka. Jakie będą efekty ich pracy – przekonamy się, ale pewne jest jedno, łatwego zadania nie mają.

Dopłaty na nowych zasadach i tzw. ekoschematy

Pierwszy rok dopłat na zmienionych zasadach budził wśród rolników wiele obaw i niestety okazał się on swego rodzaju falstartem. Już w trakcie trwania kampanii naboru wniosków zmieniane były poszczególne wytyczne, a w mediach i na spotkaniach dla rolników publikowano wiele interpretacji poszczególnych przepisów. Często jedne z nich przeczyły drugim. Właścicielom gospodarstw brakowało czasu na zrozumienie i dostosowanie się do nowych regulacji.

Ekoschematy są niedoskonałe, delikatnie mówiąc, są czasem sprzeczne z zasadami dobrej agrotechniki i z przyzwyczajeniami rolników. Np. z dopłat za dobrostan zwierząt nie może skorzystać wielu rolników z tego względu, że prowadzą uwięziowy tryb hodowli. Innym przykładem w produkcji zwierzęcej jest zmniejszenie obsady – jest to niemożliwe lub nieuzasadnione ekonomicznie. Często również wprowadzenie ekoschematów zmniejsza dochodowość z hektara, a rekompensaty za ekoschematy nie pokrywają ponoszonych kosztów – mówi Wiktor Szmulewicz, prezes Krajowej Rady Izb Rolniczych.

Efekty widać w złożonych wnioskach. Na ponad 1,2 mln dokumentów tylko 470 tys. rolników zdecydowało się na ekoschematy, w tym blisko 394 tys. aplikacji dotyczyło ekoschematu “Rolnictwo węglowe i zarządzanie składnikami odżywczymi”. Taki wynik naboru wskazuje na to, że ponad połowa z wnioskujących będzie musiała pogodzić się z tym, że tegoroczne dopłaty będą w ich wypadku niższe niż w poprzednich latach.

– Zmiany przepisów, jeśli chodzi o dopłaty bezpośrednie, są według nas niekorzystne. Wymagały od nas nakładu finansowego. Musieliśmy kupić np. aplikator do gnojowicy i mulczer, żeby zniszczyć te poplony, które jesteśmy zmuszeni wysiać na 80 proc. areału, więc dla nas były to tylko dodatkowe wydatki – mówi Sergiusz Balcer, prowadzący wspólnie z rodzicami gospodarstwo na areale 20 ha w wielkopolskiej miejscowości Kuchary.

– Było to ciężkie do zrealizowania, patrząc na to, że połowę areału gospodarstwa obsadzamy ziemniakami, które trzeba zaorać, a nie możemy tego zrobić do 15 lutego. Jest to dla nas problem tłumaczy rolnik, pokazując trudności, jakie początkowo niosły za sobą nowe przepisy.

Nie można jednak patrzeć na zmiany tylko w negatywnym świetle. Nowa Wspólna Polityka Rolna to wynik starań Unii Europejskiej, które mają na celu zrównoważenie rolnictwa i ochronę środowiska. Przy okazji tego typu działania są nagradzane dodatkowym wsparciem finansowym. Kluczowa jest jednak edukacja i wsparcie, aby jeszcze mocniej móc korzystać z ekoschematów. Tym bardziej w czasie tak wielkich wyzwań związanych ze skomplikowaną sytuacją rynkową bezpośrednio przekładającą się na opłacalność produkcji rolników.

Rolnictwo węglowe. Jak na tym zarobić?

Sam termin – rolnictwo węglowe – jest w Polsce ciągle nowy i nie do końca zrozumiały. O co tak naprawdę chodzi? Przede wszystkim o łagodzenie zmian klimatu, których negatywne skutki niejednokrotnie dało się w Polsce odczuć w ostatnich latach. Ma to się odbywać poprzez stosowanie odpowiednich metod upraw. Pozwolą one magazynować w glebie coraz więcej dwutlenku węgla, a nie uwalniać go do atmosfery.

Chodzi także o odpowiednie, racjonalne zarządzanie hodowlą zwierząt np. poprzez aplikowanie nawozów naturalnych bezpośrednio do gleby, nie emitując tym samym metanu i związków azotu do atmosfery, a przy okazji wykorzystując w pełni dobrodziejstwa tych niezwykle wartościowych nawozów.

Sama realizacja ekoschematu “Rolnictwo węglowe i zarządzanie składnikami odżywczymi” stanowi więc możliwość zwiększenia przychodów przy jednoczesnej trosce o środowisko i zmieniający się klimat. Nowością, która pojawiła się w Polsce niemal równocześnie z nowymi przepisami unijnymi, są tzw. certyfikaty węglowe. To kolejna dobrowolna możliwość zwiększenia dochodów.

– Generowanie certyfikatów węglowych polega na udokumentowaniu redukcji emisji dwutlenku węgla przez rolnicze praktyki, takie jak zwiększenie próchnicy w glebie. Uzyskane certyfikaty są potem sprzedawane firmom redukującym swoją emisyjność – mówi Eryk Frontczak z HeavyFinance, platformy zajmującej się generowaniem certyfikatów, a także oferującej dofinansowania dla rolników.

Jak zaznacza specjalista, średni roczny dochód z hektara za certyfikaty waha się w Polsce od 140 do 800 zł, zależnie od warunków glebowych i rolniczych praktyk.

– Pieniądze są wypłacane po sprzedaży certyfikatów, a ich wartość zależy od bieżących cen rynkowych, które obecnie wynoszą około 25-35 euro za jednostkę – podkreśla Frontczak.

W Polsce rynek certyfikatów węglowych jest dopiero w fazie rozwoju, ale do programu przystąpiło już kilka tysięcy gospodarstw rolnych.

– Mamy rolników w programie w Polsce i na Litwie. Na świecie przykładem kraju z rozwiniętym rynkiem certyfikatów jest Australia, gdzie około 40 proc. rolników uczestniczy w programach rolnictwa węglowego, co pokazuje potencjał i zainteresowanie w tej dziedzinie – informuje Eryk Frontczak. HeavyFinance oferuje także pożyczki dla mniejszych gospodarstw. – Generalnie dostęp do finansowania jest trudny dla mniejszych i średnich gospodarstw, to też sprawia, że dodatkowe zarobki w formie kredytów węglowych czy ekoschematów są często niedostępne. Nasz program rolnictwa węglowego to m.in. preferencyjne finansowania z pożyczką bez oprocentowania, co pomaga pokryć koszty związane z wprowadzaniem praktyk zwiększających sekwestrację węgla. Jest to wsparcie, które umożliwia rolnikom efektywne adaptowanie się do nowych metod uprawy, jednocześnie przyczyniając się do zwiększenia ich dochodów z certyfikatów węglowych –  wyjaśnia specjalista.

W technologię trzeba zainwestować

Pieniądze zdecydowanie jest na co wydawać. Przejście na uprawę bezorkową wiąże się z dużymi inwestycjami. W ostatnich kilku latach liczba producentów oferujących maszyny do uprawy uproszczonej bardzo szybko się zwiększyła. Dzisiaj praktycznie każda firma z branży maszyn rolniczych przeznaczonych do uprawy ma w swojej ofercie agregat do głębokiej uprawy. W czym wybierać mają także zwolennicy Strip Till.

Rok 2023 był dla branży maszyn i urządzeń rolniczych bardzo słaby, a według badań przeprowadzanych przez Polską Izbę Gospodarczą Maszyn i Urządzeń Rolniczych, nastroje w branży tylko się pogarszają. Paradoksalnie może to być więc szansa dla mniejszych rolników, bo producenci, w związku z kryzysem, tym bardziej starają się walczyć o każdego klienta.

Trzeba pamiętać o tym, że przemyślane inwestycje mogą przynosić korzyść przez długie lata. Tym bardziej że listopadowe targi Agritechnica potwierdziły trend odejścia od pługa, a także coraz większą wagę ekologii w rolnictwie. Najwięksi światowi producenci premierowo prezentowali ciągniki na prąd, metan, a nawet etanol. Standardem były już także rozmowy o paliwach syntetycznych. Prawdziwa zielona rewolucja wydaje się być dopiero przed nami.

McHale - baner - kwiecień 2024
Syngenta baner Treso
Baner webinarium konopie
POZ 2024 - baner

ZOSTAW KOMENTARZ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Najpopularniejsze artykuły
NAJNOWSZE WIADOMOŚCI
[s4u_pp_featured_products per_row="2"]
INNE ARTYKUŁY AUTORA




ARTYKUŁY POWIĄZANE (TAG)

NAJNOWSZE KOMENTARZE

Newsletter

Zapisz się do Rolniczego Newslettera WRP.pl, aby otrzymywać informacje o tym co aktualnie najważniejsze w krajowym i zagranicznym rolnictwie.