Coraz częściej mówi się, że któregoś dnia w Europie pożegnamy się ze środkami ochrony roślin. Co nam wtedy pozostanie? Haczka i grabki? Okazuje się, że to wcale nie jest taki zły pomysł i udowadnia to Joskin maszyną Bioflex. To taki chwastownik, tyle że nazywam go inaczej.
Od kiedy kilkadziesiąt lat temu zauważono, że ryby odławiane w okolicach Antarktydy aż po łuski nadziane są dichlorodifenylotrichloroetanem (czyli DDT, a po naszemu Azotoxem), coś zaczęło się w nas zmieniać. Nagle po euforycznym zachłyśnięciu się środkami owadobójczymi zaczęliśmy się zastanawiać, czy przypadkiem nie szkodzą nam – ludziom. Od tego czasu zmieniła się zarówno sama “chemia”, jak i nasza świadomość.
Dziś dzięki unijnym i rządowym regulacjom używanie chemii w zabiegach ochrony roślin jest bardzo restrykcyjnie regulowane, a część społeczeństwa robiąc zakupy w marketach, coraz chętniej sięga po produkty “bio”, czyli te bez pryskania i chemizacji. Takie owoce czy warzywa nie są już niszą rynkową, ale całkiem sporym i dochodowym biznesem. Jednak uprawianie czegoś bez chemii oznacza nawet kilkukrotnie więcej nakładów ludzkiej pracy, a to kosztuje i to bardzo dużo.
Dlatego właśnie coraz częściej możemy się spotkać z maszynami, które w swoim założeniu służą do niszczenia chwastów. Nie są to oczywiście ręczne haczyki czy grabki, ale nowoczesne i wyspecjalizowane pielniki czy chwastowniki. Choć wyglądają czasem banalnie prosto, to ich konstrukcja jest bardzo dobrze przemyślana i dostosowana do rolnictwa przyszłości.
Turbograbki, czyli Bioflex Joskina
Taką maszynę widziałem ostatnio na wystawie Agritechnica w Hanowerze i bardzo mi się spodobała. Prosta i jednocześnie niezwykle przemyślana z ciekawymi rozwiązaniami technicznymi. To Joskin Bioflex, który jest oficjalnie nazwany chwastownikiem, ale ja nazywam go turbograbkami. I nie bez przyczyny, bo Bioflex na chwasty działa jak grabie, tylko dużo szybciej i dokładniej.
To zmyślne i jak to zwykle bywa u Joskina ocynkowane urządzenie posiada sześć rzędów elastycznych zębów o średnicy 7 mm. Nie są to jednak zwykłe druty do drapania powierzchni gleby, ale ciekawie zaprojektowane elastyczne pazury. Co interesujące, każdy z nich jest dodatkowo zawieszony na sprężynie i to pozwala na idealne dostosowanie się do nierówności pola oraz warunków uprawy.
Zęby dociskane są ciężarem maszyny, ale gdy napotkają przeszkodę, lekko podnoszą się na sprężynowym zawieszeniu. Zebrane są po 96 sztuk w elementach, które spięte po trzy mają 7,2 m szerokości, a gdy jest ich pięć, daje nam to 12 metrów za jednym przejazdem.
Joskin Bioflex został wyposażony w możliwość regulacji szerokości roboczej, co ułatwia dostosowanie maszyny zarówno do specyficznych potrzeb użytkownika, jak i warunków samej uprawy. Ta elastyczność sprawia, że chwastownik może być wykorzystywany w różnych fazach wzrostu roślin, co zwiększa jego uniwersalność. Warto też zaznaczyć, że Bioflex może efektywnie pracować na różnych rodzajach gruntów, zapewniając jednocześnie równomierne pokrycie obszaru pracy.
Chwastownik Joskin Bioflex, trzymajmy się oficjalnej nazwy, to doskonały przykład ciekawego podejścia do walki z chwastami w rolnictwie. Jego elastyczna konstrukcja i zmyślne technologie pozwalają osiągnąć wysoką efektywność pracy, minimalizując przy tym negatywny wpływ na środowisko. To właśnie tam, gdzie nie chcemy używać chemii do ochrony, ma zastosowanie taki Bioflex.