Tak się jakoś porobiło, że opryskiwacze samojezdne John Deere kojarzyły się nam do tej pory z maską na przodzie. Czas jednak to zmienić, bo nowe kompaktowe “pryskadła” od jelonków mają kabinę z przodu, a na tym nie koniec niespodzianek.
Nowa seria samojezdnych kompaktowych opryskiwaczy John Deere, które właśnie debiutują na polskim rynku, charakteryzuje się nie tylko brakiem maski, ale i kilkoma bardzo przemyślanymi rozwiązaniami. Modele 332 M o pojemności 3200 litrów oraz 340 M z 3400 l to niewielkie, zgrabne opryskiwacze samojezdne, w których za źródło napędu odpowiadają silniki John Deere PowerTech.
Przeniesienie kabiny do przodu wymusiło na inżynierach John Deere zaprojektowanie całkowicie nowej konstrukcji opryskiwacza. Pozwoliło to z kolei na bardzo mały promień skrętu wynoszący jedynie 3,8 m w 332 M (i 4,2 m w modelu 340 M) oraz idealne, bo 50:50, rozłożenie masy przy pełnym zbiorniku i belce w pozycji roboczej. Sama belka wykonana jest ze stali nierdzewnej i posiada rękaw powietrzny. W zależności od modelu może mieć rozstaw 24 do 36 metrów.
Patrz, gdzie pryskasz? Już nie, bo opryskiwacz sam patrzy
Nowa seria opryskiwaczy John Deere 332 M i 340 M może być wyposażona w technologię See & Spray Select, której kamery dzięki metodzie wykrywania zróżnicowania kolorów widzą, gdzie i jaka roślina ma być spryskana. Oczywiście nie same kamery pryskają, ale widząc i rozróżniając dzięki specjalnemu oprogramowaniu miejsca wymagające aplikacji herbicydu, w ten właśnie sposób nadzorują jego podawanie. Technika ta pozwala na stosowanie droższych i nowocześniejszych środków ochrony, które stosowane z wysoką precyzją i wydajnością pozwalają na zwalczanie nawet bardzo odpornych na środki chwastów.
Choć może się wydawać, że pojemność zbiornika opryskiwacza 332 M wynosząca 3200 litrów to niedużo, to jednak, jak przekonuje John Deere, nie w ilości siła, ale w sposobie i precyzji samej aplikacji. Taka polityka niezwykle mocno wpisuje się w nowoczesne rolnictwo i jego ekonomikę. Po sporym zainteresowaniu tym samojezdnym opryskiwaczem, jakie widzieliśmy na tegorocznej wystawie Polagra Premiery w Poznaniu, można przypuszczać, że już niedługo zobaczymy go na jakimś polskim polu.