fbpx

Ursus C-308 to prawdziwy “dzik” wśród Ursusów

Gdzieś w połowie lat 50. XX wieku warszawski Ursus miał poważny problem. Produkowany od 10 lat poniemiecki Lanz-Buldog, tylko z przykazu komunistycznej partii zwany Ursusem C-45, był już mocno przestarzały i nawet spragnione maszyn PGR-y go nie chciały. Potrzeba było nowoczesnej techniki, zarówno dla dużych gospodarstw, jak i dla małych. I stał się cud w postaci… dzika.

Tak się jakoś składa, że czasem gdy inżynierami w fabrykach rządzą partyjni funkcjonariusze, ci pierwsi rzadko dochodzą do głosu, a ich projekty trafiają na dno szuflad. Jednak bywa, że mądre i światłe umysły inżynierów niemal kolanem przepychają w zabetonowanych partyjnych  głowach jakiś pomysł, który okazuje się genialny. Genialny i trafiony w zapotrzebowania rynku, a po latach niemal kultowy. Tak było w przypadku pewnego dzika, przepraszam – ciągnika.

Zanim Ursus stał się potęgą (i basta), był skromnym, ale wciąż rozbudowującym się zakładem o wielkich aspiracjach. Jednak dalsza produkcja blisko wówczas 30-letniej już konstrukcji niewydolnego modelu C-45 zwanego “Bombajem” stała się poważnym obciążeniem. Potrzeba było poważnych zmian i produkcji ciągników nowoczesnych.

Dzik zastępuje konia

Ówczesne polskie rolnictwo było mocno skolektywizowane i przymusowo zrzeszone w spółdzielnie produkcyjne, a indywidualny rolnik miał poważny problem z dostępem do maszyn. O ciągniku mógł właściwie zapomnieć. Podobny kłopot mieli indywidualni sadownicy i ogrodnicy, którzy również posiłkowali się jedyną dostępną siłą pociągową w rolnictwie, czyli koniem. A ten bywał nie dosyć, że zawodny, to jeszcze wymagający.

Ursus C-308 z innej strony. W wielu przypadkach ten “dzik” zastąpił konia. fot. Adam Ładowski

Nowy Ursus dla ludu pracującego miast i wsi

Problem został zauważony przez szczyty władzy. Inżynierowie dostali wolną rękę i wzięli się do pracy. Błyskawicznie w Ursusie powstały dwie absolutnie ponadczasowe i przez lata modernizowane konstrukcje maszyn rolniczych: Ursus C-325 i zaraz po tym Ursus C-308. Ten pierwszy ewoluował z czasem w C-328 i C-330, potwierdzając legendę fabryki. Natomiast ten drugi, C-308, stał się skromnym, ale jakże ważnym dla rozwoju polskiego indywidualnego rolnictwa motorem napędowym. Ok, motorkiem bardziej, ale w sumie na jedno wychodzi.

Przednionapędowy Ursus z 1958 roku. fot. Adam Ładowski

Ursus zwany “Dzikiem”, choć nim nie był

Ursus C-308 zwany niesłusznie “Dzikiem”, to był naprawdę “miś na miarę tamtych czasów”. Nie ma wśród znakomitych polskich maszyn rolniczych konstrukcji równie użytecznej, uniwersalnej i genialnej w jednym. Konstrukcji kopiowanej w dziesiątkach tysięcy egzemplarzy w domowych garażach czy stodołach. Konstrukcji upraszczanej do granic możliwości, ale wciąż działającej. I wreszcie konstrukcji, która mimo swojej genialnej prostocie okazała się… zbyt skomplikowana i to ją zabiło. Ale po kolei.

Jak to w PRL bywało, za sprawę uniwersalnego pojazdu przeznaczonego do prac ogrodniczych, sadowniczych i drobnych rolniczych zabrały się w 1957 r. dwa biura konstrukcyjne: Wrocławskie Biuro Konstrukcyjne Przemysłu Maszynowego Leśnictwa oraz Zakłady Metalowe w Ursusie. Nie żeby chodziło o jakąś konkurencję w zachodnim słowa znaczeniu, tylko widocznie ktoś miał w ministerstwie większe plecy i.. powstały równocześnie dwa prawie bliźniacze projekty. Wrocławianie swój projekt nazwali “Dzik”, a warszawiacy Ursus C-308. Widzicie już różnicę?

Serce warszawskiego dzika – silnik o mocy 8 KM. fot. Adam Ładowski

Dzikowy silnik o mocy 8 koni

Żeby było wygodniej i taniej w produkcji, obie konstrukcje napędzał ten sam silnik autorstwa inż. Fryderyka Bluemkego. Był on twórcą motorów do przedwojennego motocykla Sokół, wszystkich silników do Syren i napędzających strażackie sikawki motopomp. Jednocylindrowy silnik jego projektu o pojemności skokowej 372 cm³ i mocy maksymalnej 8 KM miał oczywiście zapłon iskrowy, a zasilany był mieszanką benzyna-olej w stosunku 20:1.

Niestety w obu modelach, z racji dość zwartej konstrukcji, poskąpiono miejsca na standardowy motocyklowy tłumik. Zastąpiono go czymś w rodzaju owalnej puszki z otworem na wydobywający się z niego zawsze (bo to dwusuw) pióropusz olejowego dymu. Poziom hałasu pracującej jednocylindrowej jednostki napędowej był naprawdę nieznośny i takim pozostał praktycznie do końca produkcji. Napęd na dwa bliźniacze przednie koła przenoszony był za pośrednictwem 3-biegowej przekładni z jednym biegiem wstecznym, co niesłychanie usprawniało manewrowanie całym pojazdem.

Można powiedzieć, że C-308 miał tłumik i nie ma się co nad tym rozwodzić. Uwagę zwracają sporej średnicy koła napędowe o regulowanym rozstawie. fot. Adam Ładowski

Co interesujące, rozstaw przednich napędowych kół Ursusa C-308 można było regulować w zakresie od 640 do 940 mm. Można było je także osobno lub razem blokować, ułatwiając tym samym pracę w trudnym i grząskim terenie.

22 typy Ursusa C-308

Miniciągnik, jakim był C-308, od początku projektowano jako rzecz maksymalnie użyteczną w pracach dla rolnictwa czy sadownictwa. Dlatego mógł być wyposażony w przedni i tylni wałek do odbioru mocy oraz specjalną przystawkę na koło pasowe o średnicy 200 mm. Można było tak napędzać mniejsze maszyny czerpiące moc za pomocą pasa transmisyjnego.

Uniwersalność zastosowań miniciągnika z Ursusa była jak na tamte czasy niepojęta. Niemal natychmiast po pojawieniu się na rynku można było dokupić cały wachlarz specjalnie zaprojektowanego do C-308 osprzętu rolniczego. W zależności od potrzeb ten “Dzik” mógł współpracować z: pługiem zwykłym i obrotowym, broną zębową, brona talerzową, kultywatorem, glebogryzarką, siewnikiem zbożowym, opryskiwaczem, przetrząsarko-zgrabiarką.

Mikrociągnik Ursusa mógł wlec przyczepę o ładowności nawet 800 kg. fot. Adam Ładowski

Dostępne były także: kopaczka do ziemniaków i buraków czy nawet napędzana wałkiem boczna kosiarka listwowa. Poza tymi maszynami do Ursusa C-308 dostępne były wszelakie przyczepy i przyczepki, z których największa posiadała ładowność aż 800 kg. Łącznie taki miniciągnik można było wykorzystać na 22 różne sposoby, podpinając przeznaczone mu narzędzia.

Jazda Dzikiem, a może na Dziku? Jak to jeździło?

Niesamowita praktyczność tej konstrukcji niestety nie szła w parze ze śladową choć formą ergonomii. Jazda takim “Dzikiem” to był czysty hardcore. Nie tylko ze względu na wspomniane wcześniej olejowe wyziewy jednocylindrowego dwusuwa wydmuchiwane prosto w twarz. Miejsce kierowcy było… skromne.

Model Dzik-2 wyprodukowany w Gorzowie do ciągania maszyn rolniczych. Uwagę zwraca siedzenie na resorze. fot. Adam Ładowski

W zastosowaniach z maszynami rolniczymi siedzisko stanowiła skromna metalowa “miska” zamontowana na długim, sprężystym płaskowniku. Kierowca w czasie jazdy po polu wpadał w ogromną amplitudę drgań i bujało nim tak strasznie (góra-dół), że musiał się mocno trzymać długiej motocyklowej kierownicy. Doniesienia ówczesnej prasy rolniczej mówią o wielu potwierdzonych przypadkach katapultowania operatorów z takiego siedziska w czasie wykonywania prac polowych.

 

Zupełnie inaczej sprawa miała się w czasie pracy transportowej, gdy taki C-308 ciągnął przyczepę. Tu kierowca mógł liczyć na wygodne drewniane siedzisko umieszczone na przedniej burcie przyczepy. Pod nim często znajdowała się podręczna skrzynka na narzędzia czy apteczkę.

Wygodne drewniane siedzenie transportowej wersji “Dzika”. fot. Adam Ładowski

Samo sterowanie odbywało się za pomocą kierownicy typu motocyklowego. Jej długie ramię ułatwiało wykonywanie skrętów, a jedynym ograniczeniem był zasięg ramion kierowcy. Zmiany biegów były wykonywane przez nieco skomplikowany mechanizm cięgieł i wodzików, który mógł się różnić w zależności od roku produkcji miniciągnika.

Ursus C-308 był wyposażony w jeden centralnie umieszczony reflektor zamontowany w masce, który zasilała prosta silnikowa prądnica. Innych udogodnień właściwie brak, choć właściciele takich pojazdów dokładali przez lata oświetlenie tylne, a nawet czasem kierunkowskazy.

Skomplikowany mechanizm przełączania biegów Ursusa C-308. fot. Adam Ładowski

Koniec Ursusa mini

Bystre oko zaprzyjaźnionego z techniką Ursusa obserwatora zapewne zauważy, jak bardzo obła osłona silnika C-308 podobna jest kształtem do maski produkowanego w tym samym czasie ciągnika C-325 i na pewno nie jest to przypadek. Uwzględniając jej precyzyjne wykonanie, można wywnioskować, że była szalenie droga w produkcji. Może zbyt droga, jak i cały Ursus C-308, bo choć jego cena detaliczna była w zasięgu rolniczych kieszeni, to produkcja okazała się dla fabryki bardzo nieopłacalna.

Jak na taki miniciągnik, regulowany rozstaw kół, specyficzna skrzynia biegów wraz ze sterowaniem, droga w produkcji maska i szeroki asortyment wytwarzanego osprzętu okazały się dla Zakładów Metalowych Ursus nieopłacalne i w 1963 roku po wyprodukowaniu 4100 sztuk Ursusa C-308 produkcję zamknięto. Można przypuszczać, że przygotowano w ten sposób fabrykę do produkcji nowych ciągników C-4011 na licencji czeskiego Zetora.

A co z “Dzikiem” nie z Ursusa? Jego produkcja w Gorzowskich Zakładach Przemysłu Maszynowego Leśnictwa trwała w najlepsze do lat 80., kiedy to produkcję mocno już zmodernizowanego pojazdu przejęła Wytwórnia Urządzeń Komunalnych „WUKO” w Stąporkowie.

Warszawski Ursus C-308, czy jako inny “Dzik” w różnych postaciach, to niewątpliwie jedna z ciekawszych maszyn epoki PRL. Trochę niedoceniana i wyśmiewana, ale trzeba przyznać, że bardzo udana. Jeśli macie jeszcze jakiegoś “Dzika”, podzielcie się z nami jego zdjęciami na FB.

McHale - baner - kwiecień 2024
Syngenta baner Treso
Baner webinarium konopie
POZ 2024 - baner

1 KOMENTARZ

ZOSTAW KOMENTARZ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Najpopularniejsze artykuły
NAJNOWSZE WIADOMOŚCI
[s4u_pp_featured_products per_row="2"]
INNE ARTYKUŁY AUTORA




ARTYKUŁY POWIĄZANE (TAG)

NAJNOWSZE KOMENTARZE

Newsletter

Zapisz się do Rolniczego Newslettera WRP.pl, aby otrzymywać informacje o tym co aktualnie najważniejsze w krajowym i zagranicznym rolnictwie.