Ponad 90 proc. żywca drobiowego w Polsce pochodzi z ferm, na których produkcja odbywa się zwykle bez zaplecza rolniczego, z wykorzystaniem pasz przemysłowych.
Opłacalność produkcji drobiu jest w znacznie większym stopniu uzależniona od rynkowych cen pasz przemysłowych niż na przykład chów trzody. Dlatego z niepokojem, ale i z nadzieją oczekujemy decyzji prezydenta w sprawie poprawki do ustawy o paszach wydłużającej moratorium na wprowadzenie zakazu GMO w paszach – mówi Leszek Kawski, dyrektor generalny Krajowej Rady Drobiarstwa (KRD).
-Obecnie soja niemodyfikowana jest droższa o około 15-20 proc. od modyfikowanej genetycznie. Ze względu na to, że soi niemodyfikowanej jest na światowym rynku niewiele, spodziewamy się, że przy wzmożonym popycie z Polski jej cena będzie nawet o połowę wyższa od modyfikowanej – tłumaczy dyrektor Kawski.
Ponieważ pasza stanowi 70 proc. kosztów produkcji drobiu obawiamy się, że wskutek ewentualnego wejścia w życie zakazu stosowania GMO w paszach ceny krajowego żywca drobiowego mogą wzrosnąć nawet o 40 proc., do poziomu trudno akceptowalnego przez konsumentów – informuje Leszek Kawski. To otworzyłoby drogę importowi tańszego drobiu z zagranicy hodowanego na paszach zawierających GMO. W ten sposób na wprowadzeniu zakazu stosowania GMO ucierpieliby polscy hodowcy drobiu, natomiast konsumenci i tak nic nie zyskają, gdyż będą i tak jeść mięso kurczaków karmionych paszami zawierającymi GMO – konkluduje dyrektor Kawski.