Niemal każdy z nas wie, że bez dobrych opon w ciągniku robota w polu nie idzie. Jednak nie zawsze koła w traktorach były takie, jakie znamy je dziś, bo był taki czas, gdy opony były jak stal. Nie znaczy to, że trwałe jak stal, ale dosłownie – stalowe.
Na temat tego, co daje opona w ciągniku rolniczym, przelano na papier już wiele słów. Tak, ważna jest trakcja i przyczepność, ważne są też inne parametry, a nawet oszczędność paliwa. Ważny jest też komfort, bo opona i jej prawidłowe ciśnienie wiele do komfortu pracy ciągnikiem dokładają. Był jednak taki czas, gdy ciągniki nie miały opon, a przynajmniej takich, jakie dziś znamy.
Gdy pojawiły się pierwsze tzw. ciągówki, a chwilę później także ciągniki rolnicze, wulkanizacja kauczuku była doskonale znana i od lat stosowana w masowo rozwijającej się motoryzacji. Jednak mimo to opona do ciągnika pojawiła się dużo później. Powodem tego była oczywiście technologia jej produkcji i takie wzmocnienie wewnętrznej struktury, by wytrzymała ciężar ciągnika.

Poza tym na taką jedną traktorową oponę szło mnóstwo cennego naturalnego kauczuku importowanego z Ameryki Środkowej, więc był potwornie drogi. Sprawa rozwiązała się dopiero wtedy, gdy pod koniec lat 30. XX wieku na masową skalę zaczęto produkować otrzymywany w drodze syntezy chemicznej kauczuk syntetyczny.
Dopiero to spowodowało masowe (i tanie) “ogumienie” ciągników rolniczych. Jednak zanim to nastąpiło, po drodze była II wojna światowa i niemal cała produkcja przestawiona została na potrzeby wojenne. Na opony do ciągników gumy już nie wystarczyło.
Opony ze stali z zębatą obręczą
Jeszcze do lat 40. tylko w niektórych, i to zazwyczaj najnowszych modelach ciągników, pojawiały się gumowe opony pneumatyczne. Większość ciągników poruszała się na stalowych kołach. Takie rozwiązanie miało jednak sporo wad, bo uciąg takiej maszyny był mizerny, a komfort tłumienia nierówności nie istniał.
Sprawę zwiększenia uciągu rozwiązano przez zamontowanie dodatkowej zębatej obręczy wewnątrz tylnego koła. Miała ona mniejszą średnicę, co chroniło stalowe zęby przed zniszczeniem w czasie jazdy po twardej nawierzchni. Jednak gdy nawierzchnia stawała się miękka i ciągnik lekko się zapadał, to właśnie zębata obręcz zwiększała trakcję w takich trudnych warunkach.
Trzeba tu jeszcze przypomnieć, że przed II wojną nawet w cywilizowanych krajach drogi między wioskami były najczęściej tylko mocno utwardzone, co czyniło je trudnymi do przejechania w czasie intensywnych deszczów. Nowoczesne brukowane granitowym kamieniem drogi łączyły niemal wyłącznie główne ośrodki miejskie, ale tam ówczesne ciągniki rzadko się zapuszczały.

Opona z drewna? A dlaczego nie
Stalowe obręcze kół nie dawały jednak żadnego komfortu, a wręcz niemiłosiernie hałasowały. Jednym ze sposobów na jego poprawę było nitowanie do takiej obręczy wyprofilowanych nakładek z twardych gatunków drewna. Nie było to trwałe rozwiązanie, ale przynajmniej zmniejszało hałas w czasie jazdy po drodze.
Innym, już nowocześniejszym sposobem było nadlewanie na stalową obręcz koła grubej warstwy gumy. Taki “bandaż” mógł być jednorodny lub często nacinany dla zwiększenia przyczepności na glebie. Oba te rozwiązania były masowo stosowane do czasu pojawienia się tanich pneumatycznych opon.

Ciekawostką jest, że pierwsze powojenne Ursusy C-45 (czyli nielicencjonowane niemieckie Lanz Bulldogi) wyjeżdzające z fabryki traktorów w Warszawie miały własnie drewniane nakładki na swoich stalowych obręczach.
A może beczka na koła?
Podane tu przykłady stalowych kół do ciągnika miały jeszcze jedną poważną wadę – były wąskie. Poruszanie się po naprawdę grząskiej nawierzchni kończyło się najczęściej zapadnięciem maszyny po osie i tu zabawa się kończyła aż do wiosny. Sposobem na to były czasem niezwykle szerokie koła, jakie zamontowano widocznym do ciągnika Deutz na pierwszym zdjęciu. To dosłownie beczki zamiast kół.
Aby jednak w ogóle umożliwić poruszanie się bez poślizgów, na ogromne cylindry tylnych kół naspawany został ukośny “bieżnik” z odcinków stalowej bednarki. Można przypuszczać, że to niewątpliwie ciekawe i oryginalne rozwiązanie “ogumienia” ciągnika sprawdzało się niemal wyłącznie w przypadku jazdy do przodu, a to za sprawą całkowicie gładkich przednich obręczy.

Wsiadając dziś do ciągnika, rzadko zdajemy sobie sprawę, jak rewolucyjną drogę przeszły te maszyny w ciągu zaledwie ponad stu lat ich historii. Także jeśli chodzi o ich koła. Te ciekawe eksponaty opowiadające historię mechanizacji i ogumienia w ciągnikach możecie obejrzeć sami w Muzeum Rolnictwa w Ciechanowcu.