Wobec rosnącej ilości ale i jakości produktów z Chin nie można już przechodzić obojętnie. Skończył się czas, kiedy były to produkty wyłącznie tanie i tanie. Czy jednak dalekowschodnim firmom wystarczy zapału i pomysłu na europejskich klientów?
Kiedy mowa jest o maszynach z Chińskiej Republiki Ludowej, prawie zawsze we wstępie musi pojawić się odniesienie do Wesela Wyspiańskiego i padającej tam kwestii “Cóż tam panie w polityce? Chińcyki trzymają się mocno!?”. Pasuje w kontekście rolniczym zwłaszcza, że wypowiada je Czepiec, którego pierwowzorem był Błażej Czepiec, chłop, który przeczył wyłącznie negatywnym stereotypom przypisywanym tej grupie społecznej ówcześnie, a którego ciekawość nie ograniczała się płotem własnego obejścia.
Zmieniający się krajobraz chińskiego rynku maszyn
Dziś również rolnicy ochoczo spoglądają na wieści z Państwa Środka, dostrzegając wyraźnie, jak coraz śmielej poczynają sobie firmy z dalekiego wschodu w branży maszyn rolniczych. Ostatnio sprzyja temu coraz więcej czynników. W końcu z gry na europejskiej scenie wypadły firmy z Białorusi i Rosji, zaś lokalni producenci zrzeszeni w kilku koncernach, okopali się na swoich dotychczasowych pozycjach i ani myślą spuszczać z tonu. To otwiera drogę zarówno do skuszenia klientów maszynami tanimi i prostymi jak i tymi nieco bardziej zaawansowanymi zwłaszcza, że przez minione lata chińskie firmy nie próżnowały.
Sceptycy zapewne pokuszą się o stwierdzenie, że “przerysowanie zachodnich maszyn musiało chwilę potrwać”. Być może i tak było, a może to kwestia wykupienia starszych patentów, a kto wie, czy sami “producenci z zachodu” nie dostarczyli spółkom typu joint-venture w Chinach części dokumentacji wraz z rozpoczęciem wytwarzania tam swoich produktów. Nie od dziś przecież wiadomo, że jedną z metod powiększania zysku jest zwiększanie udziału części produkowanych właśnie w Chinach.
Odstawiając na bok motywy i możliwe drogi pozyskania know-how, trzeba przyznać, że oferta wielu producentów zaczyna robić się coraz bardziej atrakcyjna i „zachodnia”, począwszy od wejścia w segment mocy powyżej 200 a nawet 300 KM, jak i stopniowego wkraczania na tereny dotychczas zupełnie niedostępne, chronione przez wyśrubowane normy emisji spalin.
Nie tylko cena
Również podejście chińskich firm zaczyna się zmieniać, przynajmniej jeżeli skupić się na czołowych graczach, którzy coraz chętniej mówią o dostarczaniu maszyn nie tylko atrakcyjnych cenowo, ale także dopasowywanych do oczekiwań klienta. I wcale nie chodzi tu o dołożenie wiatraczka do kabiny w celu nadrobienia braku klimatyzacji, a stopniowe włączanie do oferty chociażby rozwiązań rolnictwa precyzyjnego (pozycjonowanie, planowanie), zarządzania flotą czy rozbudowa oferty o maszyny wykraczające poza znane dotychczas “proste traktorki”. Coraz więcej firm ma w swojej ofercie np. ładowarki teleskopowe. Czasem, są to wciąż przerośnięte wózki widłowe z ramieniem, ale zdarzają się maszyny także w pełni „dorosłe” jak chociażby teleskop Sany STH1880 o udźwigu 4 ton i zasięgu 18 metrów.
W ofercie tej samej firmy znajdziemy także ładowarkę przegubową SW075 o masie około 4 ton i pojemności łyżki 0,7-1,0 metra sześciennego. Ot, zwykła mała ładowareczka, która w większym gospodarstwie będzie pełniła rolę utrzymania placu. Warto jednak zwrócić uwagę, że maszyna ta jest zbudowana z dość znajomo brzmiących klocków: silnik Yanmar, skrzynia rozdzielcza Bosch-Rexroth co prawda kabina nie jest może jeszcze szczytem ergonomii, jednak zegary nie biją po oczach tandetą, a powystawowe egzemplarze w Europie można wyrwać za niecałe 40 tys. euro z przebiegiem poniżej 20 mth.
Ogólnie ceny chińskich maszyn mogą u niektórych budzić obawy o kryjącą się za nimi jakość, pewność dostępu do serwisu czy też trwałość produktu. To ważne czynniki i niewiadome, których niewielu chce sprawdzać na własnej skórze, zwłaszcza gdy miało się doświadczenie z maszynami z Chin sprzed 5-10 lat.
W poszukiwaniu konkurencji – rynek bez MTZ
Rynek jednak nie lubi pustki. Brak chociażby marki MTZ sprawia, że segment prostych i tanich ciągników stoi otworem dla każdego, kto odważy się dostosować swój produkt do wymogów rynku, zarówno tych prawnych jak i konsumenckich.
A kto jest w stanie to zrobić? Producenci z Indii powyżej 80 KM w zasadzie nie istnieją, Turcja ma ważny atut w postaci korzystnej polityki celnej i potężnego zaplecza technicznego, przynajmniej jeżeli chodzi o ciągniki, bo gdy mowa o ładowarkach, teleskopach czy innych maszynach, sprawy mają się gorzej. Tutaj więcej atutów zdają się mieć właśnie firmy Chińskie, które choć ostro hamowane, wciąż są w stanie zaoferować swoje produkty taniej niż lokalni wytwórcy, co ma zwłaszcza znaczenie w przypadku maszyn, gdzie scena wydawała się zabetonowana, a tort podzielony – maszyny specjalne, maszyny o dużych mocach.
Trudno wskazać jakiś inny kierunek, z którego mogłoby pojawić się coś, co byłoby w stanie namieszać na rynku. Póki co widać wyraźnie coraz większą i prężniejszą aktywność chińskich marek (pod postacią dilerów) na imprezach i targach branżowych. Produkty takich firm jak Everun, Sany, LiuGong, NEX, Yuchai obok znanych nam Lovoli, Fotonów czy DongFengów są coraz bardziej dostrzegalne.
Chińskie ambicje na zachodnim rynku – motoryzacja daje przykład
Jednak w tej całej fascynacji gospodarczym chińskim trzymaniem się mocno trzeba pamiętać, iż kwestia ta była mocno powiązana z trwającym w latach 1899-1901 powstaniem Bokserów, które było skierowane przeciwko interesom cudzoziemców, chcących rozkroić Chiny niczym tort. I o ile w czasie trwania sławnego Wesela „Chińcyki” wciąż trzymali się mocno, o tyle już na jesieni tegoż samego roku przyszło im skapitulować wobec przepotężnej koalicji wspólnych interesów.
Jakiś czas temu w motoryzacji wieszczono, głównie w oparciu o historię marek z Japonii i Korei, że przyjdzie taki dzień, że wszyscy przesiądziemy się do chińskich samochodów. Po wielu próbach, zakończonych porażkami zdaje się, że chińscy producenci w końcu zaczęli łapać o co chodzi we wkupieniu się w łaski i gusta zachodniego klienta. Czy podobnie będzie z maszynami? A może znów zawiąże się koalicja, która skutecznie obroni lokalne, dobrze ugruntowane interesy?
i te chińskie johny robią karierę napolskich polach od 20 lat…Widocznie nie wszystkie chińskie podróby to chała…Chała to Zetor obecnie
,,pisarz wymienia firmę nex co sprzedała kilka maszyn a nie wspomina o sunwardzie który sprzedał setki maszyn i jest gigantem chińskim w europie a nex to drobny polski importer……jak soe pisze artykuły to trzeba mieć wiedzę o tym co się pisze ….ZOOMLION…SUNWARD ….XCMG ….SANY…..LOVOL…..LONKING …..WEICHAI ….to są potęgi
Od 10 łat jeździmy chińskimi podróbami takie John Deere kupowali za horrendalne ceny a dilery zarabiali i śmiali się z kupców 😂😂😂