Rosnące koszty paliwa, nawozów i środków do produkcji w ogóle dotykają wszystkich europejskich rolników. Ponadto w wielu regionach Europy zmagają się oni ze spadkiem plonów spowodowanym suszą. A co, jeżeli do tych wszystkich plag dodamy plagę szarańczy?
Wówczas sytuacja staje się tragiczna. A właśnie takiej sytuacji doświadczają obecnie rolnicy we włoskiej Sardynii. O tym, jak poważna jest jest sytuacja, opowiedziała Reutersowi Rita Tolu, rolniczka prowadząca na wyspie 200-hektarowe gospodarstwo mleczne. Stwierdziła ona, że wielu jej kolegów będzie musiało zamknąć swoje gospodarstwa, ponieważ udźwignięcie obciążeń związanych ze wzrostem kosztów produkcji, suszą i plagą szarańczy przerasta budżety ich gospodarstw.
Obecna plaga szarańczy jest największą na wyspie od 30. lat. Dotyka przede wszystkim hodowców bydła i owiec, ponieważ owady chętnie żywią się trawami, koniczynami i lucerną. Jak szacuje Tolu, tegoroczne zbiory pasz dla zwierząt będą w jej gospodarstwie stanowiły zaledwie 1/5 zbiorów z zeszłego roku. A i tak rolniczka uratowała znaczną część paszy zbierając ją poza terminem agrotechnicznym, co nie pozostało przecież bez wpływu na jej jakość.
Wg prognoz inwazja szarańczy ma w tym roku dotknąć ok. 60 tys. ha upraw w porównaniu do 30 tys. w zeszłym roku i zaledwie 2 tys. ha w roku 2019.
Z szarańczą walczy się mechanicznie orząc pola oraz biologicznie, rozmieszczając chrząszcze żywiące się ich jajami. Największa dobrze udokumentowana plaga szarańczy miała miejsce na Sardynii w 1946 roku, kiedy to objęła 2/3 wyspy.