Na niedzielnej konferencji w Przysusze, gdzie prezes PiS Jarosław Kaczyński spotkał się z rolnikami, głos zabrał także minister rolnictwa Henryk Kowalczyk, który zapowiedział korzystną dla rolników waloryzację emerytur. Jednakże jest to tylko przywrócenie stanu, który ten sam rząd zabrał rolnikom w 2017 r.
Można powiedzieć, że kampania przed przyszłorocznymi wyborami trwa już w pełni i PiS wszelkimi środkami chce walczyć o głosy wsi, bo to od nich może zależeć jego być albo nie być w przyszłorocznych wyborach.
Jak jednak słusznie zauważył portal interia.pl, wprowadzenie korzystnej, na równych zasadach, waloryzacji emerytur z KRUS z emeryturami z ZUS to tylko i wyłącznie powrót do stanu z roku 2017. Do tego bowiem roku waloryzacje odbywały się na identycznych zasadach i w 2017 roku zabrał je rolnikom rząd Beaty Szydło.
Obecnie te niekorzystne zmiany mają być odwrócone, ale bez zwrotu utraconych korzyści za ostatnich kilka lat. Zgodnie z wyliczeniami portalu interia.pl przeciętna emerytura rolnicza po najbliższej waloryzacji wynosiłaby ok. 1645 zł, podczas gdy tych niekorzystnych dla rolników zmian nie wprowadzono by w 2017 r. przeciętna emerytura wynosiłaby ok. 2120 zł miesięcznie.
Koszt przywrócenia rolnikom poprzednich zasad waloryzacji wyniesie ok. 3,4 mld zł w okresie marzec-grudzień 2023 i 4,6 mld zł w okresie marzec 2023 – luty 2024. Jednak na całym zamieszaniu i przywracaniu zasad waloryzacji emeryci w KRUS i tak będą stratni.
Z powodu, iż nie są zakładane rekompensaty za ostanie 5 lat zmienionej waloryzacji, pobierający w tym czasie emerytury rolnicy są średnio stratni na nieco ponad 18 tys. zł.