Wielu polityków w Unii Europejskiej uważa, że reprezentowanie rolników „nie jest trendy”. Dlatego do Parlamentu Europejskiego powinniśmy wybrać ludzi, którzy rozumieją ideę wspólnoty, ale jednocześnie rozumieją, że należy dbać o rolników, bo produkcja żywności to gwarancja bezpieczeństwa żywnościowego – mówi Mirosław Maliszewski, poseł PSL, przewodniczący sejmowej Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi.
Panie pośle, w Sejmie przez wiele dni protestowali i głodowali rolnicy ze Związku Zawodowego Rolników ORKA. Chcieli rozmawiać z premierem Donaldem Tuskiem, jednak ten stwierdził, że ORKA nie jest reprezentacją polskich rolników i odmówił spotkania. Jak Pan to skomentuje?
Ja poszedłem do tych rolników jako przewodniczący Komisji Rolnictwa i zaproponowałem, że w każdej chwili mogę zorganizować posiedzenie Komisji z ich udziałem, albo zaprosić ich na kolejne planowane. Odpowiedzieli mi, że przyjmują to do wiadomości, ale ich celem jest spotkanie z premierem. Ja oczywiście nie mam kompetencji do organizowania takich spotkań, więc nic więcej nie mogłem zrobić.
Protestujący nie chcieli przedstawić swoich postulatów posłom sejmowej Komisji Rolnictwa?
Nie wiem, jaka była przyczyna tej odmowy, może obawiali się, że nie będą mogli wrócić na miejsce protestu. Nie pamiętam ilu, jeden albo dwóch z nich, uczestniczyło w posiedzeniu Komisji z udziałem komisarza Wojciechowskiego, ale powiedzieli, że nie są zadowoleni z tego, co usłyszeli i jednak chcą rozmawiać z premierem. Decyzja premiera jest oczywiście niezależna ode mnie.
Rolnicy protestują, mimo że zmieniono w Zielonym Ładzie to, na czym im zależało: ugorowanie, płodozmian, okrywa glebowa. Co skłania ich do podtrzymywania protestów?
Z merytorycznej rozmowy, którą przeprowadziłem z protestującymi, wyciągnąłem wniosek, że oni są negatywnie nastawieni nie tylko do Zielonego Ładu, ale do Unii Europejskiej w ogóle. Postulaty, które zamierzali przedstawić premierowi, wykraczały poza politykę klimatyczną UE i poza handel z Ukrainą.
Niedługo wybory do Parlamentu Europejskiego. Odbywać się będą w atmosferze kontestacji działań Unii Europejskiej przez polskich rolników. Co powinno się zadziać żeby rolnicy znów, jak 20 lat temu, kochali Unię? W jakim kierunku powinna pójść Unia, by rolnicy znów chcieli w niej być?
W części podzielam zarzuty, które dotyczą Unii Europejskiej i wspólnej polityki rolnej. Unia stała się organem wysoce zbiurokratyzowanym, która stawia zbyt duże wymagania europejskim rolnikom, a z drugiej strony otwiera rynki UE na produkty importowane z wielu innych krajów. To narzucanie „zza biurka” w Brukseli pewnych rozwiązań rolnikom powoduje niezadowolenie rolników i budzi nastroje antyunijne.
Być może te środowiska, które tego nie rozumieją, zbyt dużo dziś znaczą w Unii Europejskiej i nadają ton tej polityce. Musi nastąpić rewizja tego stanowiska – jeżeli to nastąpi i polityka Unii zacznie być bardziej przyjazna wsi i rolnikom, to być może zdecydują oni, że warto w tym gremium być i są z tego korzyści. Bo dziś, mimo całej pomocy finansowej, rolnicy zauważają, że Unia zbyt mocno „przykręca śrubę” i dlatego się buntują. Polityka wobec wsi musi zostać głęboko zrewidowana, w tym szczególnie wspólna polityka rolna.
Właśnie, wielu ludzi w strukturach Unii Europejskiej nie orientuje się w problemach rolnictwa, choć rolnictwo jest bardzo prężną i ważną dziedziną gospodarki UE. Dlaczego tak się dzieje?
Przede wszystkim zauważamy od kilku lat słabnące znaczenie lobby rolniczego, nie tylko w Parlamencie Europejskim, ale w wielu unijnych krajach. Rolnicy przez wiele lat nie byli aż tak ważnym elektoratem, by politycy o nich dbali. Od jednego z polityków francuskich usłyszałem, że reprezentowanie rolników „nie jest trendy”, bo większą siłę mają ci, którzy oczekują głębokich zmian w rolnictwie takich jak eliminacja środków chemicznych, ograniczenie wpływu na środowisko. To poskutkowało wymaganiami stawianymi rolnikom przez UE. Mam wrażenie, że protesty rolników odwróciły ten proces zanikania zainteresowania rolnictwem wśród polityków unijnych, czego dowodem jest wycofanie się Komisji Europejskiej z kilku wymogów.
Jakie kwalifikacje, z punktu widzenia rolników, powinien posiadać idealny poseł do Parlamentu Europejskiego? Czy są tacy ludzie wśród polskich kandydatów? Na kogo nie powinniśmy absolutnie oddać swojego głosu?
Dobrze by było, żeby wybrać takich ludzi, którzy nie są przeciwko Unii Europejskiej, widzą potrzebę jej istnienia i bycia Polski w UE, choćby ze względu na agresywną politykę Rosji. Osobiście uważam, że w obecnej sytuacji, gdy za naszą wschodnią granicą trwa wojna, Unia Europejska nie tylko musi trwać, ale tworzyć bardziej zwarty organizm. Ale także z tego powodu posłowie do Parlamentu Europejskiego muszą rozumieć, że środowisko rolnicze wymaga większej dbałości o jego interes, bo produkcja żywności to zapewnienie bezpieczeństwa żywnościowego. Muszą też rozumieć, że wymagania stawiane rolnikom są zbyt wysokie, a liberalizacja handlu jest tak naprawdę oszustwem – bo nam, europejskim rolnikom, każe się spełniać standardy, a otwiera się rynek dla krajów, które tych standardów nie spełniają. To ze sobą nie współgra. Więc potrzeba polityków, którzy będą rozumieli ideę wspólnoty, i jednocześnie rozumieli interesy tak ważnej grupy jaką są rolnicy.
Za pół roku Polska będzie sprawować prezydencję w UE. Będzie mogła inicjować dyskusje, przedstawiać tematy i propozycje rozwiązań. Co Polska powinna w okresie swojej prezydencji zrobić w obszarze rolnictwa?
Przede wszystkim jesteśmy w fazie przygotowywania założeń do zasad Wspólnej Polityki Rolnej, która będzie realizowana w nowej perspektywie. To będzie zbieżne z polską prezydencją, i tu oczekujemy, że polski głos w sprawach rolnictwa będzie dobrze słyszany w Unii Europejskiej. Chcemy powiedzieć to, co wcześniej mówiłem – trzeba zrozumieć rolnictwo.
To będzie też okres bardzo ważny politycznie, okres rozszerzania Unii o Ukrainę i Mołdawię, kraje silne rolniczo, które skierują swoje produkty na rynek europejski. My już tego doświadczyliśmy bardzo mocno w latach 2022-2023, kiedy otwarcie rynku na Ukrainę spowodowało destabilizację rynku i spadek cen. Będzie to więc okres negocjacji z Ukrainą warunków jej członkostwa – nie wyobrażam sobie, że Ukraina wejdzie do Unii Europejskiej, otrzyma dostęp do 500 milionowego rynku, dostanie dopłaty i nie będzie musiała spełniać standardów. To byłoby bardzo nieodpowiedzialne. Nie powinniśmy absolutnie od razu, bezkrytycznie otworzyć rynku unijnego na towary ukraińskie, tylko powinniśmy oczekiwać spełnienia standardów, ustalić okresy przejściowe, bo nie wytrzymamy bezpośredniej, szybkiej konkurencji z innym formatem rolnictwa, jakim jest rolnictwo ukraińskie.
Dziękuję za rozmowę