Niezależnie od tego, co mówią handlowcy, rynek maszyn rolniczych nie kończy się na Europie i Ameryce Północnej. Można się było o tym przekonać w czasie tegorocznych targów Agritechnica w Hanowerze, gdzie między innymi dużo do powiedzenia i pokazania miały firmy z Turcji. I nie mówimy tu o znanych wam ciągnikach Hattat, które już opisywaliśmy. Mówimy o maszynach rolniczych.
O tym, że Turcja ma do zaoferowania nie tylko kurorty turystyczne, antyczne zabytki, fajkowy tytoń, wysokiej jakości bawełnę czy drony bojowe Bayraktar, dobrze wiemy. Jednak z roku na rok tureccy producenci maszyn rolniczych mocno rosną w siłę i stają się coraz bardziej widoczni na europejskich rynkach. Jest tu o co grać, bo maszyny w Europie mamy bardzo drogie i kupując je, powoli zaczynamy w rolnictwie liczyć każdą złotówkę czy euro. Turecki sprzęt jest natomiast dość konkurencyjny cenowo. I to właśnie jest bardzo poważnym argumentem.
Odwiedzając w Hanowerze stoisko tureckiej firmy Unlu, zaciekawiony stojącymi tam pługami Nitor 4+1 kosztującymi 19 650 euro, zagadnąłem przedstawiciela handlowego o te maszyny. Chwilę później częstując mnie aromatyczną kawą, spytał z uśmiechem: – Co ty właściwie wiesz o Turcji? Czy nadal w Polsce kojarzymy się z kebabem, wełnianymi swetrami i dekatyzowanymi jeansami? Może już najwyższy czas zmienić myślenie?

50 procent krajowego rynku, a to jeszcze mało dla Unlu
Tak, już najwyższy czas zmienić myślenie, bo turecki przemysł rośnie w siłę. Położona na styku Europy i Azji Turcja korzysta, jak tylko potrafi, z handlu zarówno z jedną, jak i drugą stroną. Co istotne, tamtejszy przemysł nie ma europejskich ograniczeń, regulacji i norm, więc prze do przodu. Ma za to wykwalifikowaną armię inżynierów, dużo tańszą niż w Europie siłę roboczą i znakomite relacje handlowe z Azją i Afryką. A jedną z dziedzin, w których Turcja się mocno rozwija, są maszyny rolnicze.
Istniejąca od 50 lat firma Unlu Agrigroup to jedna z najbardziej znanych w Turcji marek maszyn rolniczych. Nic w tym dziwnego, bo na tamtejszym rynku posiada aż 50% udziałów, a swoje wyroby eksportuje do 30 krajów na całym świecie. W trzech fabrykach ponad 500 pracowników wytwarza siewniki, brony różnych rodzajów, całą gamę kultywatorów oraz ponad 20 modeli pługów do każdego zastosowania i rodzaju maszyn.
Oglądam na stoisku Unlu w Hanowerze potężny obracany pług i odnoszę wrażenie, że rozwiązania technicznie jakby skądś znam. Nie, nie mówię, że pług jest kopią maszyny jakiegoś producenta, ale jakbym zdarł naklejkę, to nie poznałbym, że jest wyprodukowany w Turcji. Inne, ciężkie pługi – to samo. Zerkam na techniczne szczegóły wykonania: dokładnie oglądam spawy, ramę, odkładnie i lemiesze, a nawet śruby. Nic. Nie mam się do czego przyczepić.

Czepiam się pługa
Rozglądam się wokół i dyskretnie, żeby mnie nikt nie zobaczył, próbuję kluczami zadrapać brzeg wspornika ramy pługa. I nic, nawet powłoka malarska jest wysokiej jakości. Może chociaż przewody siłownika są “no name”? Ale nie, te też mają homologacyjne napisy i wyglądają na porządne. Zaglądam pod spód, ale i tam śruby mają punce twardości.
– Przyglądasz się tak dokładnie, bo jest turecki? – pyta nieco kpiąco znajomy handlowiec Unlu, łapiąc mnie na szuraniu kluczami po błyszczącej powierzchni ramy pługa. Odpowiadam mu, że taką samą konstrukcję maszyny jakbym gdzieś wcześniej widział u konkurencji. – Oczywiście, że widziałeś! I to pewnie niejeden raz! – odpowiada mi uśmiechnięty, wąsaty Turek – Ale nie pytaj mnie, bo ci nie powiem, gdzie widziałeś – dodaje scenicznym szeptem na pożegnanie.
Już w samochodzie w drodze powrotnej z Hanoweru redaktor Grzegorz Szularz z pasją opowiada o ciągnikach Hattat. Tureckich ciągnikach Hattat.
Świat się zmienia.