Na paryskim Matifie, ale także na giełdach za oceanem miniony tydzień był bardzo dynamiczny. Wystarczyła jedna informacja, czasem pogłoska, aby ceny to mocno spadły, to wystrzeliły w górę.
Wszystkiemu winna sytuacja geopolityczna i związane z nią spekulacje. We wtorek 24 maja wyceny kontraktów na nowe zbiory kukurydzy i pszenicy spadły o ponad 3,5 proc. W środę spadki były kontynuowane, choć w nieco mniejszej skali (pomiędzy ok. 1,5 a 2 proc.); wszystko na wieść o dobrych prognozach zbiorów w Rosji i możliwości odblokowania ukraińskich portów na Morzu Czarnym, o co usilnie zabiegają ONZ i Unia Europejska.
Aż wreszcie przyszedł czwartek, który zmienił nieco nastroje; na wieść o tym, że Rosja w zamian za uwolnienie ukraińskich zbóż żąda zniesienia sankcji, ceny zbóż wzrosły, choć najbardziej zyskał rzepak, który wystrzelił na Matif o 30,25 EUR/t w górę podążając za rosnącymi notowaniami cen ropy.
W piątek wzrosty cen zbóż były kontynuowane, chociaż nie odrobiły już strat z początku tygodnia; cena kukurydzy spadła do 352,25 EUR/t, co oznacza spadek o 3,2 proc. tydzień do tygodnia, pszenicy o 2,6 proc. t/t (414,75 EUR/t). Zyskał tylko rzepak, lecz niewiele, bo 0,9 proc. t/t kończąc piątkową sesję z ceną 828,25 EUR/t.
Czy można spodziewać się spadku cen zbóż? Pewnie najlepiej byłoby zapytać o to strategów zajmujących się nieco inną dziedziną niż prognozami cen zbóż; Rosja prowadzi wojnę o charakterze terrorystycznym i nie cofnie się przed niczym, aby zmusić kraje zachodnie do zniesienia sankcji gospodarczych, które potężnie uderzają w ten kraj. Wydaje się, że na Putinie perspektywa głodu szczególnie widoczna dla uboższych regionów świata zupełnie nie jest istotna. Pojawia się zatem pytanie, na ile Zachód gotowy jest do ustępstw.