Przy okazji przedłużania umowy zbożowej większość analityków spodziewała się przełamania impasu związanego z eksportem rosyjskich nawozów do Europy. Tymczasem nic takiego się nie stało; umowa zbożowa została przedłużona na dotychczasowych warunkach, co oznacza brak perspektyw na znaczące spadki cen w najbliższym czasie.
Import nawozów spada, chociaż od 20 listopada miało być zupełnie odwrotnie. I chociaż formalnie rosyjskie nawozy nie są objęte sankcjami, odcięcie rosyjskich banków od systemu SWIFT czy ograniczenia w możliwości przybijania do europejskich portów statków pod rosyjską banderą nadal powodują ogromne ograniczenia. Na Rosję przypada 45 proc. światowych dostaw amoniaku, 18 proc. potażu i 14 proc. fosforanów, przy czym Europa tradycyjnie polegała na dostawach przede wszystkim z Rosji właśnie.
– Kiedy patrzysz na mapę – gdzie jest Europa, gdzie jest Rosja, gdzie znajdują się lokalizacje zasobów naturalnych – te łańcuchy powstawały przez dziesięciolecia. Nawet w najzimniejszych okresach zimnej wojny produkty te przepływały, więc biznes kręcił się. I to wszystko zmieniło się radykalnie w ciągu kilku dni – stwierdził dyrektor generalny firmy Yara cytowany przez serwis ZeroHedge.
Jednak do powrotu do stanu sprzed wojny bynajmniej Rosjanom nie zależy. Gdyby tak było, zapewne ograniczenia nałożone przez Zachód zostałyby złagodzone przy okazji przedłużenia umowy zbożowej, o czym zresztą wielokrotnie mówił sekretarz generalny ONZ António Guterres. Bo chociaż rosyjski budżet na tym cierpi, działania zwiększające inflację w Europie w rosyjskiej perspektywie odpowiednio działają na nastroje społeczne.
Europa cały czas szuka alternatyw – czy to w w fosforanach z Maroka, czy też w nawozach z Azji Środkowej (w tej sprawie toczą się rozmowy w Uzbekistanie), jednak te rozwiązania, podobnie jak w przypadku gazu, zapobiegną raczej niedoborom, niż spowodują radykalne obniżenie cen.