Często bywa tak, że producenci przygotowują na potrzeby marketingu i robienia show rzeczy, z których później muszą się sprytnie wycofywać, albo zwyczajnie spuszczana jest na nie zasłona milczenia. Wszystko wskazuje na to, że eAutoPowr nie podzieli tego losu.
I dobrze, bowiem zdominowany przez przekładnie mechaniczno-hydrauliczne rynek był trochę nudny. Teraz jest szansa na nawiązanie ciekawej rywalizacji, a to zawsze owocuje tym, że producenci chcą się postarać. Chyba wiecie, o kim mowa? Ale zostawmy uszczypliwości i przejdźmy do konkretów, tak jak zrobił to John Deere.
Od konceptu do kiełkującego hitu sprzedaży
Debiut eAutoPowr zaliczyła w roku 2019, oczywiście jako rozwiązanie koncepcyjne, jak to zwykle bywa na targach Agritechnica, naturalnie z licznymi nagrodami. Na szczęście później projekt nie został schowany do szuflady, dzięki czemu dziś praktycznie każdy dealer “zielonych” ma w swojej flocie demo ciągnik wyposażony w bezstopniową przekładnię elektromechaniczną.
O samej przekładni, jej budowie i zasadzie działania pisaliśmy przy okazji wizyty w Hanowerze w zeszłym roku, gdzie rozwiązanie zostało zaprezentowane jako w pełni komercyjny punkt konfiguratora. Wystarczy powiedzieć, że koncepcja sprowadza się do zastąpienia silników-pomp hydraulicznych silnikiem-generatorem elektrycznym, a przy okazji otrzymujemy możliwość wyprowadzenia zasilania na zewnątrz, co może przydać się chociażby do napędzania zewnętrznych odbiorników. W tej chwili są to maszyny Joskin, z którą John Deere współpracuje.
Były testy, są wyniki
Po licznych wewnętrznych testach, ciągniki z eAutoPowr w końcu dostały się w ręce testerów z DLG. Pomiary wykonane na modelu z serii 8R 410, wykazały, że w przypadku ciągnika wyposażonego w klasyczny powershift – E23, sprawność przeniesienia napędu wynosiła około 86%, a zatem z produkowanych przez silnik 443 KM na uciągu można liczyć na 380 KM, natomiast ten sam model wyposażony w przekładnię eAutoPowr może pochwalić się wynikiem 390 KM. Troszkę więcej, ale nie to jest najważniejsze.
Najistotniejszy jest fakt, że udało się zrównać z klasyczną przekładnią, w której nie występują dodatkowe elementy odbierające moc, a co za tym idzie, wytrącić jeden z koronnych argumentów przeciwko przekładniom bezstopniowym. Czy to oznacza koniec hydraulicznej dominacji w tym segmencie? Raczej nie; po pierwsze eAutoPowr jest chroniona patentem, a zatem jeżeli ktoś będzie chciał skorzystać dokładnie z tego rozwiązania, to musi liczyć się z firmą John Deere – dosłownie liczyć z wydatkiem na zakup lub licencję.
Choć raczej nie ma co spodziewać się, że firma podzieli się swoją nowinką na tym etapie rozwoju. Należy raczej spodziewać się adaptacji eAutoPowr do innych maszyn w obrębie marki lub grupy np. ładowarek Deere. Zapewne nastąpi też jakaś odpowiedź producentów, którzy od lat budują markę swoich przekładni bezstopniowych mechaniczno-hydraulicznych, a później ktoś spróbuje zrobić coś podobnego.