Chciałbym, aby w planach strategii rozwoju gmin było jasno określone, które obszary gminy są przeznaczone na działalność rolną i nikt nie ma prawa sprzeciwiać się jej prowadzeniu. Zgłosiłem pismo w tej sprawie do Ministra, jest wstępna akceptacja tego wniosku – mówi Wiktor Szmulewicz, prezes Zarządu Krajowej Rady Izb Rolniczych.
Panie Prezesie, podczas Konferencji Organizacji Rolniczych w Budapeszcie rozmawialiście o kształcie przyszłej Wspólnej Polityki Rolnej. Unia Europejska wciąż jest największym na świecie eksporterem żywności, ale rolnictwo pogrąża się w kryzysie. Jakie kluczowe zagadnienia muszą być podjęte w przyszłej WPR, aby zahamować i odwrócić ten niepokojący trend?
W Budapeszcie skupiliśmy się na raporcie ze Strategicznego Dialogu, bo Ursula von der Leyen przedstawiła plany na zmiany Wspólnej Polityki Rolnej, gdzie główną rzeczą jest odejście od dopłat bezpośrednich jako takich – mamy się opierać na dopłatach do działań, które będziemy wykonywać na rzecz klimatu i środowiska. Jesteśmy zdecydowanie przeciwko temu, dlatego że dopłaty bezpośrednie były jakie były, ale rekompensowały nasze straty wynikające z polityki otwarcia UE na świat. Tymczasem to otwarcie na świat pozostaje, a dopłaty bezpośrednie mają zniknąć.
Uważam, że trzeba chronić środowisko, ale na to potrzebne są dodatkowe pieniądze i dobrowolne zachęty, a nie przymus i działania, które nie dają nic. Na dziś ekoschematy i rolnictwo węglowe nie przyniosły żadnych rezultatów.
Wiadomo, że dobrostan zwierząt, zrównoważona produkcja, ochrona środowiska i inne tego typu wymagania niosą ze sobą wzrastające koszty produkcji rolnej. Jakie stanowisko w tej sprawie zajmują Organizacje Rolnicze w UE?
Przyjęliśmy stanowisko jako KRIR wraz z 4 organizacjami polskimi zrzeszonymi w COPA – Federacją Związków Branżowych Producentów Rolnych, NSZZ RI „Solidarność”, ZZR Ojczyzna i ZZR Samoobrona. Nie można wprowadzać dodatkowych praktyk bez zwiększenia budżetu na rolnictwo, szczególnie jeśli chcemy utrzymać rolnictwo na przynajmniej dotychczasowym poziomie.
Widzimy przy zmianach klimatycznych, że być może mamy częściowy wpływ na utrzymanie wody w glebie, ale jest potrzebny plan, krajowy i ogólnoeuropejski, retencji wody. Jeżeli będziemy opierać się na nawadnianiu z odwiertów, to za chwilę zabraknie nam wody pitnej, a w Polsce mamy najniższe pokłady wody. Jest to więc zagrożenie dla środowiska i mieszkańców miast.
W Polsce mamy nie tylko niski stan wód, ale też niską jakość gleb, które ulegają ciągłej degradacji…
A w raporcie z Dialogu jest mowa o odchodzeniu od promocji produktów pochodzenia zwierzęcego, czyli mięsa i mleka, na rzecz produktów roślinnych. Odejście od produkcji zwierzęcej będzie miało bardzo negatywny wpływ na gleby, bo wiadomo, że nawożenie obornikiem jest najlepszym sposobem na poprawę żyzności gleby. Samo mięso i mleko też ma ogromne walory odżywcze, rośliny nie zawsze mogą zastąpić te produkty.
Strategiczny Dialog mówi o promocji “zamienników mięsa” wśród dzieci. Zwolennicy tego podejścia powiedzą, że krowy owszem, można hodować, ale mleczne, nie mięsne…
Przy hodowli bydła mlecznego rodzi się mniej więcej połowa jałówek i połowa byków. Nie każda sztuka chce się pokryć, są wypadki – nie z każdej jałówki będzie mleczna krowa, może z 40% sztuk. Resztę trzeba jakoś zagospodarować, a najlepszym sposobem jest przeznaczyć je na mięso, które jest cennym źródłem białka, żelaza, witamin, tłuszczu i tym podobnych. Mózg ludzki podobno rozwinął się dlatego, że zaczęliśmy jako gatunek jeść mięso, człowiek jest przystosowany do trawienia mięsa. Możemy dyskutować o ilości mięsa, które się zjada, “dobrobyt” doprowadził nas do tego, że może tego mięsa jemy zbyt dużo, ale to jest inna rozmowa. Natomiast nie wolno wmawiać dzieciom, że jedzenie mięsa jest czymś złym, że zwierzę stoi wyżej niż człowiek.
Wydaje się, że mowa jest o ograniczaniu hodowli, ale uderza to w małe gospodarstwa indywidualne nie przeszkadzając w rozwoju dużym fermom…
Przez ASF, przez chorobę Ajuszky’ego zlikwidowało się większość małych gospodarstw, zostały wielkie fermy, które są jak laboratoria – one mogą przetrwać, mniejszy zysk jednostkowy pokryją ilością, natomiast myślę, że one są większym zagrożeniem dla środowiska, niż mała, rozproszona produkcja zwierzęca.
Tu się pojawia też temat przetwórstwa mięsa. Dziś nie wytwarza się wędlin, tylko produkuje “produkty mięsopodobne”, bo jeśli kiedyś z kilograma mięsa robiło się 0,8 kg szynki, to dziś, w zależności od “jakości”, 2-3 kilogramy. Ludzie kupują niby tanio, ale muszą kupować trzy razy tyle, żeby się najeść, bo tak marna jest wartość odżywcza tych “wędlin”, nafaszerowanych azotanami i inną chemią. Tu powinno się szukać możliwości ograniczenia spożycia mięsa, nie w ograniczaniu hodowli.
To ograniczanie ilości gospodarstw hodowlanych bardzo wyraźnie widać w Hiszpanii – gospodarstw ubyło, a produkcja trzody chlewnej wzrosła…
To prawda. U nich przez 30 lat walczono z ASF-em, ale tam wirus był w stadach hodowli trzody chlewnej, nie tak jak u nas, gdzie ASF jest pochodną choroby dzików. Ale sytuacja gospodarstw hodowlanych jest trudna też dlatego, że młode pokolenie nawet jeśli przejmuje gospodarstwa, co przecież wcale nie jest takie oczywiste, pierwsze co robi, to likwiduje hodowlę. Bo to jest praca przez 7 dni w tygodniu, a im się dziś mówi, że mamy pracować przez 4 dni. To jest ogromny problem. Dziś każdy może znaleźć pracę, nawet bez większych kwalifikacji można zarobić 6 tys. zł, więc jak ich przekonać młodego człowieka do hodowli? A w dodatku hodowcy są przez przybyszy z miast nagabywani, straszeni, że im śmierdzi. Doskonałym przykładem jest sprawa Szymona Kluki, który ma płacić odszkodowanie sąsiadowi, bo ten mówi, że jego domek stracił wartość przez chlewnię, która jest w gospodarstwie. Temu samemu sąsiadowi, któremu on pomagał w czasie budowy tego domku. To jest absolutnie groźne dla polskiego rolnictwa. Ja zastanawiam się, czy ten rolnik nie powinien zaskarżyć tego sąsiada, że jego gospodarstwo straci wartość z powodu wyroku?
No właśnie, co z tym zrobić? We Francji wprowadzono ustawę, która zapachy wsi uznaje za dziedzictwo kulturowe Francji. Pan jest w dobrych kontaktach z ministrem Siekierskim – czy wie Pan coś o tym, żeby podobne rozwiązania były przygotowywane w Polsce?
Dosyć trudno zrobić konkretny plan krajowy, bo jesteśmy uzależnieni od Wspólnej Polityki Rolnej i nie możemy podejmować niezależnych decyzji handlowych. Ale to, co możemy zrobić, próbujemy. W przyszłym roku gminy mają obowiązek opracować plany strategii rozwoju. Chciałbym, aby w tych planach było jasno określone, które obszary gminy są przeznaczone na zabudowę mieszkaniową jednorodzinną, gdzie nie będzie uciążliwej produkcji rolnej, a w których obszarach nikt nie ma prawa sprzeciwiać się prowadzeniu produkcji rolnej. Zgłosiłem pismo w tej sprawie do Ministra, jest wstępna akceptacja tego wniosku.
Natomiast musimy uporządkować pewne rzeczy we Wspólnej Polityce Rolnej: produkcja ma być zrównoważona, ale należy zapobiegać nadmiernej koncentracji trzody chlewnej i wprowadzić normy, które będą ustalały “ilość mięsa w mięsie”. Trzeba ustalić, co ma prawo być nazywane kiełbasą, prowadzić solidną edukację, do której zaangażowani będą specjaliści od żywienia, a nie aktywiści klimatyczni. Dziś na temat rolnictwa i jego przyszłości mówią ci, którzy się na nim nie znają.
Smutnym dowodem tego są nasi europosłowie: przed wyborami do Parlamentu Europejskiego apelowałem do naszych partii politycznych, żeby na miejsca “biorące” wystawili ludzi znających się na rolnictwie, bo rolnictwo to bezpieczeństwo Unii Europejskiej i ponad 30% jej budżetu. Nie zostałem wysłuchany, okazuje się, że na 52 europarlamentarzystów nie ma nikogo, kto tak naprawdę zna się na rolnictwie. A do Komisji Rolnictwa idzie się “za karę” – to jest chore.
Komisarzem ds. rolnictwa zostaje się “za karę” – nie było nikogo, kto by bardzo chciał objąć to stanowisko…
No właśnie, komisarzem ds. rolnictwa ma być Luksemburczyk. Ja nie wiem, czy Luksemburg ma rolnictwo, które ma znaczenie w Unii Europejskiej? Nie chcę przesądzać kompetencji tego człowieka, bo może będzie miał większe niż dotychczasowi komisarze, ale samo to, że pochodzi z kraju, w którym rolnictwo nie jest specjalnie ważnym sektorem, budzi moje obawy.