Jakiś czas temu mięliśmy okazję popracować nową ładowarką Bobcat z serii R. Czym maszyna różni się od poprzedniczek i jakie były nasze wrażenia z pracy?
Jakie są nasze wrażenia z pracy nową ładowarką firmy Bobcat? Zacznijmy od kabiny. Dzięki m.in. możliwości regulacji kolumny kierowniczej w dwóch płaszczyznach stanowi ona komfortowe środowisko pracy także dla operatorów o znacznym wzroście. Wygodna pozycja w kabinie to także zasługa pneumatycznie amortyzowanego fotela Grammer Maximo Dynamic, który na dodatek jest ogrzewany.
Bardzo dobrą widoczność na środowisko pracy zawdzięczamy nie tylko brakowi słupka za prawym ramieniem operatora, ale także ściętej pokrywie silnika. Jak deklaruje producent, dzięki temu zabiegowi udało się zredukować martwe pole o 15 proc. Można by powiedzieć, że to „tylko” 15 procent, jednak różnica jest naprawdę widoczna.
Widoczność ponadto poprawia opcjonalna kamera cofania, z której obraz pojawia się na 7-calowym dotykowym ekranie. Ten zresztą jest niezwykle przydatną opcją, w którą naprawdę warto zainwestować. Poza tym, że w błyskawicznym tempie pozwala m.in. Poruszać się w zakładce job manager umożliwiającej wybór zapamiętanych trybów pracy czy przestawiać tryby jazdy, to umożliwia też obsługę radia i telefonu.
Trudno w tym miejscu nie wspomnieć o nowym dżojstiku. Funkcje które umożliwia to m.in. Zmiana kierunku jazdy, otrząsanie osprzętu, pływanie wysięgnika czy zmiana prędkości.
Podsumowując, praca nowymi ładowarkami Bobcat jest po pierwsze bardzo komfortowa, po drugie efektywna; dzięki nowym funkcjom w wielu miejscach możemy w cudzysłowie i w dobrym tego słowa znaczeniu pójść na skróty, co powoduje, że wszelkie czynności mogą być wykonywane jeszcze szybciej. Na duży plus zasługują również usprawnienia wpływające na bezpieczeństwo, takie jak poprawa widoczności czy możliwość ustawienia skrajnego położenia wysięgnika. To wszystko sprawia, że z ładowarki z serii R po prostu nie chce się wysiadać.