Targi EIMA w Bolonii to ogromna wystawa wszystkiego, co tylko służy i może służyć rolnikom i dla rolnictwa. W ogromnych halach możemy zobaczyć niezwykłe maszyny, ale od tego oglądania człowiek w końcu robi się głodny, a wtedy przeżywa szok.
Każda wystawa sprzętu rolniczego przyciąga dziesiątki tysięcy fanów rolnictwa. Tłumy zwiedzających centrum targowe we włoskiej Bolonii nie różniły się od tych, jakie widujemy na polskich wystawach, w tym na ostatniej w Bednarach.
Choć to zupełnie dwie różne imprezy targowe łączy je oczywiście to, co można na nich zobaczyć. Łączy je także pasja do rolnictwa i sprzętu, którą podzielają ze sobą zwiedzający i to niezależnie czy posługują się językiem polskim czy włoskim. W końcu łączy je też to, że każdy zwiedzający robi się głodny.
Relacjonując dla was imprezy targowe zwracamy uwagę na ceny jedzenia dostępnego na wystawach rolniczych. Było tak rok temu w Hanowerze, było i na kilka tygodni temu na Bednarach. To poważny temat, bo wszyscy musimy się czymś posilić w czasie wystaw. Oczywiście najlepiej żeby było zdrowo i w miarę tanio. Jednak czasem to pobożne życzenie.
Dolce Vita, bo tu się z rolników nie zdziera
Przyszedł czas gdy na EIMI-e w Bolonii zrobiliśmy się głodni. Wspominając ociekające tłuszczem kiełbasy i szaszłyki oraz półpłynne (mimo, że wielokrotnie odgrzewane) bigosy oferowane na Agro Show za niebotyczne pieniądze spotkał nas szok.
Niemal pod każdą halą wystawową w Bolonii zlokalizowane były zadaszone restauracje i bary szybkiej obsługi, a pomiędzy nimi zaparkowane food trucki. Wszędzie tam można było zjeść, i tu nie bądźcie zdziwieni, po włosku. Królowała oczywiście pizza i wszelkiego rodzaju makarony, ale można było zamówić także frytki.
Oczywiście wszystkie ceny były w euro, co w pierwszej chwili nieco nas stopowało w wyborze menu, ale po chwili zastanowienia przypomniał nam się szaszłyk za 79 zł na tegorocznym Agro Show.
Okazało się, że w czasie prawdopodobnie największych targów techniki rolniczej w Europie, a być może na świecie, można zjeść porządnie, smacznie, zdrowo i – co ważne – tanio. Ceny nie odbiegają od tych normalnych z miasta, a menu jest zróżnicowane.
Owszem to 70 zł w przeliczeniu na złotówki za porcję makaronu to sporo, ale nie w Bolonii i nie dla tamtejszych rolników zwiedzających tłumnie wystawę. Owo 16 euro za porcję to w końcu nieco więcej niż godzina pracy z minimalnym urzędowym wynagrodzeniem.
Ceny targowego jedzenia, jak na europejskie warunki, nie były więc wygórowane, a juz na pewno nie przesadzone. Jedzenie było dobre i zdrowe, a na pewno cenowo przystosowane do kieszeni zwiedzających.
Zdecydowanie jednak urzekła nas kawa, której w miniaturowej filiżance może i było mało, ale miała niezrównany smak i naprawdę stawiała na nogi. Tak posileni udaliśmy się do następnej hali po drodze zastanawiając się nad wyższością makaronu nad szaszłykiem.
Cóż, co kraj, to targowy obyczaj.