Zatrucie amoniakiem to zagrożenie, z którym muszą się mierzyć tysiące osób, które mieszkają w otoczeniu farm, gdzie hodowane są bydło, trzoda i drób. To składowiska odchodów zwierzęcych, a szczególnie gnojowicy, stanowią bowiem jedno z najgroźniejszych źródeł emisji amoniaku i innych szkodliwych odorów.
Szacowana wielkość emisji amoniaku w Polsce to 322-350 tys. ton rocznie, z czego 94% to efekt uboczny produkcji zwierzęcej. Śmiertelne zatrucie amoniakiem to raczej rzadkość, ale zagrożenie wynikające ze stałego kontaktu z tym gazem, nawet w niewielkim stężeniu, jest równie poważne. Stałe przyjmowanie niewielkich dawek amoniaku lub siarkowodoru potrafi skutecznie uszkodzić układ oddechowy, nerwowy i odpornościowy, a przez to doprowadzić do groźnych zakażeń wirusowych lub bakteryjnych. A zatem możemy umrzeć z powodu bakterii, którą nigdy byśmy się nie zarazili, gdyby nie dłuższy kontakt z amoniakiem.
Trzeba też pamiętać, że nigdy nie jest tak, że mamy do czynienia z jednym tylko gazem. Odór, który czujemy w niedalekiej odległości od farm zawiera też inne substancje chemiczne. Jedną z nich jest siarkowodór, równie groźny, co amoniak. Możemy go łatwo rozpoznać po zapachu zepsutych jaj.
Kilka głębokich wdechów jednego lub drugiego gazu w wysokim stężeniu uszkadza układ oddechowy, co prowadzi do niedotlenienia, drgawek, utraty świadomości i ostatecznie do śmierci. Przy mniejszych stężeniach, musimy liczyć się z przewlekłym zapaleniem błon śluzowych i obniżeniem odporności, co sprzyja zachorowaniom na choroby zakaźne – bakteryjne i wirusowe.
Innym poważnym problemem jest przykra woń, która potrafi nieść się nawet na ponad tysiąc metrów od farmy czy zakładu, uprzykrzając życie mieszkańcom okolicznych miejscowości i obniżając atrakcyjność nieruchomości położonych w tym rejonie.
– O ile problem zawartości i dopuszczalnego stężenia poszczególnych szkodliwych gazów w powietrzu w gospodarstwach rolnych i ich bezpośrednim otoczeniu został ujęty w regulacjach prawnych, to już kwestia odorowości nie znalazła swojego odzwierciedlenia w przepisach – zwraca uwagę Roman Pasławski, ekspert rynku biogazowego z klastra Wielkopolski Biogaz.
Już od lat 90. temat pojawiał się na agendzie obrad komisji sejmowych w kolejnych kadencjach parlamentu. Pierwszą próbą uregulowania emisji odorów do otoczenia był dokument zatytułowany „Krajowa strategia zmniejszania zapachowych uciążliwości”, przyjęty w 1997 roku. Jednak jej wdrożenia zaniechano. Do poważniejszych prac powrócono pod koniec pierwszej dekady XXI w., kiedy to opracowano kilka projektów ustawy antyodorowej. Ostatni z nich został poddany konsultacjom społecznym w 2011 r. i nie doczekał się, jak do tej pory, wdrożenia. Zresztą, nie nastąpi ono prędko, bowiem w październiku zeszłego roku rząd wstrzymał prace nad ustawą, uzasadniając swoją decyzję tym, że podobne regulacje znajdują się w innych przepisach.
W ocenie eksperta z klastra Wielkopolski Biogaz, wprowadzenie w życie regulacji antyodorowych jest potrzebne. Nałożenie na hodowców konkretnych obowiązków dotyczących zagospodarowania składowanych do tej pory odchodów zwierzęcych, aby te nie emitowały odorów, mogłoby też być jedną z lepszych motywacji do budowy biogazowni rolniczych.
– W przeciwieństwie do procesów gnicia i rozkładu, które zachodzą na składowiskach gnojowicy, fermentacja beztlenowa, z jaką mamy do czynienia w biogazowniach, w ogóle nie generuje zapachu – mówi Roman Pasławski. – A zatem wykorzystując gnojowicę jako substrat do produkcji biogazu, moglibyśmy w prosty i pożyteczny sposób ograniczać emitowanie uciążliwych i szkodliwych substancji – podpowiada specjalista i zwraca uwagę na inwestycję w Żernikach Wielkich pod Wrocławiem. Jest ona bowiem budowana przy dużej fermie świń właśnie w celu neutralizacji odorów generowanych przez magazynowane przez większość roku obornik i gnojowicę.
Biogazownia rolnicza w Żernikach – budowana, nota bene, przez spółkę z grupy Jana Kulczyka – ma być zresztą największym tego typu obiektem w Polsce. Nominalna moc instalacji to 2,4 MW. Świński obornik i gnojowica mają być głównymi substratami w produkcji biogazu. Jako substrat pomocniczy wykorzystywane będą wysłodki buraczane oraz kiszonka z kukurydzy.
Potencjalnie dużym kłopotem w ustanowieniu prawa antyodorowego, które dałoby się egzekwować, są jednak problemy związane z pomiarem natężenia zapachów. Zajmują się tym bardzo nieliczne podmioty, a poza tym zorganizowanie badania to ogromne przedsięwzięcie. Każdorazowo należy bowiem zwołać panel testerów, ponieważ to właśnie oni są czujnikiem aparatu pomiarowego. Zespół ludzi wącha kolejne próbki, a ich odczucia zapachowe są rejestrowane z dużą częstotliwością. W oparciu o takie dane przetworzone przez specjalistyczne oprogramowanie można ustalić np. próg węchowej wyczuwalności, czyli stężenie substancji odpowiadające momentowi, w którym zaczynamy czuć wydzielaną przez nią woń.
Przeciwnicy budowy biogazowni podkreślają natomiast, że wprowadzając do paszy zwierząt hodowlanych konkretne drobnoustroje i bilansując dietę, można ograniczyć odorowość odchodów.
– Naukowcy, którzy próbują lansować ten pogląd nie mają dowodów na potwierdzenie jego słuszności. Warto zatem korzystać ze sprawdzonego rozwiązania, jakim jest biogazownia rolnicza. Ich skuteczność została już wielokrotnie potwierdzona w Niemczech, które są niekwestionowanym światowym liderem, jeśli chodzi o liczbę biogazowni – podsumowuje Pasławski.
Zgodnie z danymi Europejskiego Stowarzyszenia Biogazu, na terenie Niemiec znajduje się blisko 80% wszystkich biogazowni zbudowanych na świecie.
Konrad Bugiera
inACT Public Relations
inACT Public Relations