Młody holenderski rolnik uruchomił żłobek dla dzieci, żeby utrzymać gospodarstwo mleczne. Portugalczyk “wyjdzie na zero” dopiero po 8 latach od założenia plantacji borówek. Polka hodująca owce otworzyła pensjonat – by wyżyć z hodowli, musiałaby mieć setki hektarów ziemi i tysiące owiec. Czy małe gospodarstwa rolne to “wymierający gatunek”?
Małe gospodarstwa nie zarabiają na siebie
– Nowa WPR zapewni wyższy poziom wsparcia publicznego tym, którzy najbardziej go potrzebują. Małe i średnie gospodarstwa rolne otrzymają wyższe wsparcie dochodu dzięki płatności redystrybucyjnej odpowiadającej 10,6 proc. wszystkich płatności bezpośrednich. Kwota ta wyniesie 4 mld euro rocznie – informuje Komisja Europejska.
– W przypadku Polski, priorytetem we wsparciu działalności rolniczej są gospodarstwa małe i średnie, posiadające do 30 ha, albowiem one, nawet przy uwzględnieniu uzyskiwanego wsparcia z WPR, nie osiągają dochodu na poziomie dochodu parytetowego w gospodarce narodowej – czytamy w polskim Planie Strategicznym dla WPR 2023-2027.
Janusz Wojciechowski – patron małych gospodarstw
Patronem wspierania małych gospodarstw w UE był przez 5 lat komisarz ds. rolnictwa Janusz Wojciechowski. Swoje stanowisko dobitnie wyraził podczas Kongresu Podmiotowej Gospodarki, zorganizowanego przez Klub Jagielloński. W raporcie z tego Kongresu, pt. “Czas protekcjonizmu. Ku strategii suwerenności żywnościowej”, którego autorem jest Bartosz Mielniczuk, ekspert ds. rolnictwa, w tekście zatytułowanym: “Małe rolnictwo jest nie tylko piękne, ale i produkcyjne. Trzeba je chronić i wspierać” Wojciechowski twierdzi, że produkcyjność gospodarstwa nie jest uzależniona od jego wielkości.
– Gdyby tak było – pisze Wojciechowski – to USA mające ok. 400 mln ha ziemi rolnej i gospodarstwa o średniej pow. 200 ha byłyby mistrzami świata w produkcji rolnej. Ale nie są. (…) UE ma gospodarstwa o średniej pow. 17,5 ha, czyli dwunastokrotnie mniejsze niż w USA, a wartość produkcji rolnej jest znacznie wyższa. (…) Indie, które mają gospodarstwa średnio poniżej 1 ha, produkują więcej niż USA – stwierdza Janusz Wojciechowski.
Zadziwiające są to słowa. Trudno uwierzyć, że Janusz Wojciechowski nie wie, że w USA rolnictwo jest przeważnie ekstensywne, a w UE intensywne; że w Indiach wegetacja trwa cały rok, a mimo to USA są największym eksporterem żywności na świecie; że Ukraina jest “spichlerzem świata”, a przecież dominują tam gospodarstwa mające setki, a nawet setki tysięcy hektarów.
Duże gospodarstwa są bardziej konkurencyjne
Wbrew zachwytowi ustępującego komisarza ceny ziemi rolnej w Polsce nieustannie rosną, często przekraczając możliwości finansowe zainteresowanych kupnem. W ślad za tym do niebotycznych wymiarów wzrastają ceny dzierżaw gruntów państwowych, które z definicji powinny być “na wyciągnięcie ręki”. “Głód ziemi” jest powszechny w całej Polsce.
To nie “chłopska pazerność”, lecz racjonalna ocena sytuacji. Handel detaliczny w Polsce przejęły zagraniczne koncerny, które bez żenady dyktują ceny producentom. Mała ilość towaru może być sprzedana na giełdzie, targowisku czy przez internet, ale potem trzeba już być bardzo dużym, żeby osiągnąć godziwą zapłatę za poniesiony wysiłek.
– Z reguły gospodarstwa większe są bardziej konkurencyjne od mniejszych. (…) Duży poziom rozdrobnienia polskich gospodarstw, w połączeniu z niskim stopniem integracji sektora (przede wszystkim marginalną rolą grup producenckich i spółdzielni) poważnie osłabia pozycję ekonomiczną gospodarstw rolnych względem (…) skupu, przetwórstwa i handlu detalicznego – czytamy w raporcie Klubu Jagiellońskiego.
Dramat drobnych rolników w Europie
Nie tylko w Polsce małe i średnie gospodarstwa przeżywają kryzys. “Nie zdawaliśmy sobie sprawy, jak to jest trudne. Drobni rolnicy w Europie walczą o przetrwanie” – tytułuje swój reportaż brytyjski The Guardian.
– To naprawdę trudne – mówi Bighelaar, hodowca bydła mlecznego w czwartym pokoleniu w Holandii, który czuje mieszankę nadziei i strachu o przyszłość. -Wielu młodych rolników rezygnuje, ponieważ nie widzą żadnej perspektywy – czytamy w reportażu. Wśród tych rolników są przyjaciele hodowcy: jeden już porzucił gospodarstwo, drugi myśli o emigracji, trzeci ratuje się prowadząc żłobek dla dzieci.
Młody Portugalczyk, który założył plantację borówki wysokiej, ale nie dostał kredytu na rozwój gospodarstwa, ma nadzieję, że, jeśli nic złego się nie wydarzy, po ośmiu latach wyjdzie “na zero” – choć liczył, że zacznie zarabiać po czterech.
Polka, która ma 20 ha i hodowlę owiec, musiała uruchomić agroturystykę: – Musielibyśmy mieć setki hektarów i tysiące owiec, aby móc uzyskać odpowiedni dochód. Bez gości nie bylibyśmy w stanie przetrwać – cytuje Polkę brytyjski portal.
Co roku znika w Europie tysiące gospodarstw
– Tysiące małych i średnich gospodarstw w Europie zamykają się co roku, nie mogąc przetrwać ze sprzedaży żywności po bardzo niskich cenach, jakie oferują wielcy konkurenci. Brutalna sytuacja gospodarcza przysporzyła nieszczęść rolnikom, którzy walczą o zysk, a niektórych zmusiła do rezygnacji lub poszukiwania dodatkowych źródeł dochodu – bez ogródek stwierdza Adżit Niranjan, europejski korespondent The Guardian, w dramatycznym reportażu dotyczącym małych gospodarstw w Europie.
Małe gospodarstwa – wymieranie gatunku
Może to dobrze, że Janusz Wojciechowski ustąpił miejsca Christophe Hansenowi? Tylko co o rolnictwie wie człowiek, który co prawda pochodzi z rolniczej rodziny, ale z kraju, którego grunty rolne zajmują ok. 131 tys. ha?
Można postawić dolara przeciwko orzechom, że małe gospodarstwa w Europie będą wspierane ze środków publicznych – po to, by “dbały o bioróżnorodność” i ekologicznie produkowały drogą żywność dla niewielu. Żywność dla mas zapewnią gospodarstwa wielkoobszarowe – i to nie z Europy. Nominowany na komisarza ds. handlu UE Maroš Šefčovič powiedział wprost:
– W równowadze między wydajnością ekonomiczną a bezpieczeństwem dostaw to wahadło coraz bardziej przechyla się w kierunku tego drugiego. Dlatego, jeśli zostanę komisarzem, będę skupiać się na otwieraniu nowych rynków, m.in. poprzez doprowadzenie do kluczowych negocjacji w sprawie umów o wolnym handlu.
A Christophe Hansen z Luksemburga, państwa, którego rolnictwo nie jest w stanie zapewnić żywności dla 650 tys. osób, będzie go w tym wspierał – bo do importowanej żywności jest po prostu przyzwyczajony.