Kiepskie ceny w skupach płodów, kontrakty liczone „na styk” i kapryśna pogoda nie tworzą dobrego klimatu do inwestycji. A jakby tego było mało, można powiedzieć, że na rynku ciągników w segmentach mocy poniżej 100 koni trwa pewnego rodzaju stagnacja. To nie jest klimat do inwestycji, chyba że mowa o dalekowschodnich firmach, które chcą wejść na europejskie rynki.
Każdy liczy na to, że wejdzie i urwie kawałek traktorowego tortu dla siebie i przynajmniej w kwestii małych ciągników widać, że lepiej lub gorzej, ale jakoś ten biznes potrafi się spiąć. Najlepszym przykładem niech będą ciągniki koreańskie, które wchodząc na rynek parę lat temu nie reprezentowały szczególnie zaawansowanego poziomu, jednak zdołały przekonać wielu klientów, a dziś zdecydowanie nie muszą walczyć o przetrwanie. Raczej sprzedający mogą planować pięcie się na szczyt, zwłaszcza że tak zwane marki zachodnie, wydają się kompletnie tracić zainteresowanie tymi segmentami.
Kolejna marka na rynku. Czy to ma sens?
Widać również, że kolejny segment, a więc 25-50 KM coraz częściej pada łupem Chińczyków, choć i Hindusi nie pozostają im dłużni, a wciąż dużo do powiedzenia mają Koreańczycy i Japończycy. Ci ostatni są dobrze okopani na pozycji lidera polskiego rynku małych ciągników, a na początku tego roku dzięki temu awansowali nawet na drugie miejsce w generalnej klasyfikacji. Z pewnością dla tych firm to powód do zadowolenia, jednak przytłaczający udział ciągników małej mocy w ogólnym rozrachunku oznacza, że de facto maszyny do prawdziwej orki w polu coraz rzadziej znajdują nabywców. Kupują głównie ci, co muszą i ci, co ostrożnie obchodzili się z inwestycjami.
A gdzieś na horyzoncie zaczyna być widać powolne odpuszczanie także w segmencie o oczko wyżej, czyli 60-90 KM, a więc już wśród ciągników polowych. Trzeba stosunkowo niewiele wysiłku i pracy, aby opracować traktor z tego przedziału mocy. Również normy emisji spalin nie stanowią tutaj aż takiej bariery, aby nie dało się pozbierać ogólnodostępnych, coraz tańszych, bo produkowanych przez więcej firm i w większych ilościach komponentów i „coś tam” złożyć, a później próbować to sprzedać. Obecnie DPF, układ SCR lub pompa z elektronicznym sterowaniem czy zawór EGR nie są domeną jednego koncernu. Wszystko rozbija się o jakość wykonania, wytrzymałość – co jednak dość trudno sprawdzić bez zużycia takiego ciągnika – oraz oczywiście cenę.
Avenger jakiego nam trzeba?
O marce Avenger już pisaliśmy w kontekście małych ciągników do mocy 26 KM. Póki co ich dystrybucją w Polsce zajmuje się Nex-Group. Jednak Avenger czy też firma Preet, która stoi za marką niejako stworzoną na rynek europejski, choć dystrybuowaną również w Indiach, pojawił się ostatnio na EIMIE i przywiózł nie tylko znane nam już małe ciągniki, ale także koparko-ładowarkę oraz ciągnik o mocy 75 koni mechanicznych. Model A75 XT zaś na swoich mediach społecznościowych swoją obecność zaanonsował wpisem zatytułowanym „Preet Conquers Europe! Dość odważnie, ale jak to mówią, bądź odważny jak Hindus w Internecie. Oczywiście nie przepuściliśmy okazji, aby zajrzeć do kolejnego hinduskiego ciągnika, który być może za jakiś czas dołączy do rywalizacji o serca, a raczej portfele rolników w UE.
Avenger A75 XT Pro!
Patrząc na model A75 ma się nieodparte wrażenie, że wzornictwo tego ciągnika zostało zaprojektowane właśnie na ten gabaryt, bowiem wspomniane minitraktory linii 26 KM, będące miniaturką tego, wyglądają dość osobliwie, szczególnie, że światła do jazdy po drogach są tradycyjnymi halogenowymi lampami w formie prostokątów. W modelu A75 również są takie lampy, choć do Włoch zabrano albo ciągnik po ich modyfikacji na LED-owe, albo wymieniono klosze na mniej przypominające te z Fiata 126.
Grill z giętej czarnej siatki, jest przynitowany do plastikowej maski, która jednak nie wygląda źle z dwoma przetłoczeniami na bokach i paroma wlotami powietrza. Wiadomo, o gustach się nie dyskutuje, ale nie można powiedzieć, że ciągnik jest brzydki. Zwłaszcza gdy ma się w głowie to, jak potrafią wyglądać „klasyczne” ciągniki produkowane w Indiach. Tutaj zdecydowanie widać jakiś pomysł, choć w dobie przechodzenia z lamp okrągłych na różne fikuśne i zmiennokształtne, prostokątna lampa jednocześnie mocno rzuca się w oczy. Ale jest chyba jeszcze zbyt wcześnie, aby uznać to za fajne retro. Swoja drogą, ciekawe czy w najbliższym czasie któryś z producentów odważy się pójść śladem branży motoryzacyjnej i wystylizować swój ciągnik rodem z lat 60, z wystającymi owalnymi lampami w pięknych obudowach i klasycznym zegarem zamiast wyświetlacza.
Silnik i skrzynia
Wracając do Preeta czy raczej Avengera, choć w zasadzie istnieją dwa zbliżone do siebie ciągniki, podobnej mocy i z podobnym wyglądem, to jednak nie powinniśmy ich ze sobą mylić. To nie jest tak, jak w przypadku pewnych europejskich marek, że różni je jedynie kolor i logo. Co to to nie. Obydwa ciągniki miały swoje premiery trzy lata temu w Indiach. Preet jako marka główna czy też założycielska jest tym prostszym i tańszym wyborem, głównie z racji tego, że Avenger został stworzony, aby iść na eksport. A zatem, w ciągniku Preet źródłem napędu jest silnik na licencji Zetora 4-4,1 litra czterocylindrowy o mocy 74-76 KM, który może być zastawiony zarówno z bardzo prostą skrzynią starego typu o ośmiu przełożeniach jak i skrzynią 12×12. W A75 jest tylko skrzynia A75, która ma mieć jakieś powiązanie z firmą Carraro, choć może to być zaadoptowana na potrzeby indyjskie licencja jakiegoś starszego modelu włoskiego producenta. Dokładnie tego nie wiadomo.
Wiadomo, że do dyspozycji jest suche dwutarczowe sprzęgło 310 mm, 12 przełożeń skrzyni stale zazębionej z rewersem, a na czwartym biegu ciągnik rozpędzi się do 32,6 km/h. Wałek ma w standardzie dwie prędkości 540 i 540E, zaś tylny podnośnik powinien poradzić sobie z podniesieniem 2400 kg.
Wracając do silnika, bo jest to znacząca różnica między światowym Avengerem a Preetem. Światowym póki co w ujęciu normy Stage III naturalnie. Napęd stanowi silnik Ashok Leyland, tak to jest dokładnie ten sam Leyland, tylko że jego nieupadły indyjski niepodległy człon, model H4CTIC3N czterocylindrowy o pojemności 3,84 L (104×113) i mocy 76 KM i momencie 350 Nm przy 1300-1500 obr./min. Powiecie, że nie ma szans, aby to weszło do Europy. No cóż, silnik w TAFE produkcji Simpsona udało się zmodernizować do Stage V, a chociażby taki New Holland T4.75 wciąż jest napędzany motorem FC5 nie wspominając o zetorowskim 2,9 w Majorze… A zatem nie jest to aż tak odległe, jak by się mogło wydawać, zaś stworzenie nowego wzornictwa, marki oraz postaranie się o skrzynię, która jest standardem w tym segmencie o czymś świadczą.
Ile to kosztuje?
Na koniec słowo o cenie; na rodzimym rynku Preet i Avenger wyceniane są podobnie, z tym że Preeta można skonfigurować „biedniej”, zaś w Avengerze mocno promowano wariant z kabiną i klimatyzacją, co jak na tamtejszy rynek było dużą innowacją. W dniu premiery cenniki startowały od około 11-12 Lakh rupii czyli 55-58 tys. zł, obecnie trzeba zapłacić bliżej 70 tys. zł za wariant bez kabiny, który mimo wszystko jest popularniejszy. Mowa więc o podobnym pułapie cenowym, co w przypadku niedawno opisywanego Kartara 7536 Globetrac, choć zakładając, że firma dostosowałaby motor do Stage V i przeszła próby homologacyjne, na mniej jak 120-130 tys. nie mielibyśmy co liczyć.