W ubiegłym tygodniu cena rzepaku na Matifie poszła mocno w dół, bo aż o 30,5 EUR/t t/t, kończąc tym sam kilkutygodniową serię podwyżek. To skłania do myślenia tych, którzy dysponują jeszcze zapasami rzepaku. Sprawdzamy zatem, jak wygląda sytuacja i jakie scenariusze mogą nas czekać.
W ostatnich tygodniach ceny rzepaku były wspierane przez rosnące ceny oleju palmowego w Indonezji; od września surowiec ten zdrożał o przeszło 1/3. Wyższa cena to jednak mniejszy popyt i nadszedł jednak czas na korektę. Właśnie to wydarzyło się w zeszłym tygodniu. Notowaniom na Matifie sprzyjało też słabnące wobec dolara euro i pewnie gdyby nie to, zeszłotygodniowe straty byłyby znacznie większe.
Przyjrzyjmy się jednak bilansowi; światowa produkcja oleju rzepakowego, m.in. przez słabe zbiory w UE ma spaść w bieżącym sezonie o 3% r/r do 87 mln ton (USDA). Oleju słonecznikowego ma być mniej o 10% (50 mln ton), jednak przez wzrost produkcji oleju sojowego (dobre perspektywy dla zbiorów w Ameryce Płd.,+8%, 425 mln ton) łączna produkcja olejów ma być rekordowa i wynieść 682 mln ton (+4%), zaś zapasy mają wzrosnąć o 12%. Bilans nie stwarza więc warunków do gwałtownego wzrostu cen.
Już teraz Chiny na potęgę sprowadzają soję z USA w obawie przed cłami, a także przekierowują swoją uwagę na import z Brazylii, co budzi obawy również o kanadyjski eksport rzepaku. Tu dochodzimy do czynników nieprzewidywalnych; nie wiadomo, jak będzie rzeczywiście wyglądała polityka celna nowej administracji w USA, trudno też przewidzieć, jak potoczy się sytuacja w basenie Morza Czarnego i na Bliskim Wschodzie. Możliwe są więc gwałtowne ruchy cenowe, również w górę, jednak na chwilę obecną są one nie do przewidzenia.
Źródło: Kaack