Jak informuje serwis BusinessInsider.com od czasu wybuchu wojny na Ukrainie do Polski sprowadzono niespotykane nigdy ilości zbóż. Wśród nich zdecydowanie dominują kukurydza i rzepak.
Wg danych GUS, które są podane w informacji serwisu, import kukurydzy z Ukrainy wzrósł o 27 035 procent rok do roku – do Polski trafiło 1,6 mln. ton kukurydzy tańszej niż rok wcześniej o 13%.
Import pszenicy wzrósł o 13 tys. procent ilościowo, a o 8,7 tys. proc. wartościowo. Średnia cena importowa była o 35 proc. niższa rok do roku – wynika z danych GUS.
Import rzepaku wzrósł o 623 procent ilościowo i 716 procent wartościowo. W sierpniu do Polski trafiło aż 177 tys. ton ziaren rzepaku, w listopadzie dynamika importu wzrosła do 2 519 proc. r/r., a jego wartość wyniosła 214 mln. zł.
Importerzy sprowadzają też z Ukrainy oleje roślinne – w tym roku więcej o 93% r/r do o 585 tys. ton; import tylko oleju słonecznikowego wzrósł o 363 tys. ton.
W tym kontekście zrozumiałe są protesty związków zawodowych i organizacji rolniczych. Pilne staje się też przemyślenie relacji gospodarczych z Ukrainą, której możliwości produkcji żywności wielokrotnie przekraczają możliwości Polski, a nie są ograniczane kosztowo przez wymogi, którym poddani są polscy rolnicy, takie jak choćby ochrona środowiska, gleby itd.
Warto przypomnieć tu słowa Andrzeja Gartnera wypowiedziane podczas debaty na temat aktualnej sytuacji polskiego rolnictwa w świetle wojny na Ukranie, która odbyła się niedawno w Narodowym Instytucie Kultury i Dziedzictwa Wsi: wojna się kiedyś skończy i Unia już powinna się zastanowić, jak ułożyć stosunki gospodarcze z Ukrainą, z którą nie sposób konkurować w produkcji żywności. Zasady muszą być fair.