Już niemal pewne jest, że w nadchodzącej kadencji Sejmu rząd stworzy tzw. demokratyczna opozycja, a ministerstwo rolnictwa trafi w ręce Polskiego Stronnictwa Ludowego. Między innymi o ocenie dotychczasowego resortu rolnictwa, planach dotyczących polityki rolnej i propozycji dopłat 1200 zł/ha rozmawialiśmy z posłem PSL-u Zbigniewem Ziejewskim.
Czytam program Polskiego Stronnictwa Ludowego i zawarta w nim ocena poprzedniego rządu jest wręcz druzgocąca; wprost nazywa się rządzących nieudacznikami. Jak pan by ocenił kadencje rządów Zjednoczonej Prawicy pod kątem polityki rolnej?
Przez 3 lata prowadziłem ustawę o ochronie ptaków prawnie chronionych. Chcieliśmy zabezpieczyć rolnikom odszkodowania za szkody wyrządzane przez żurawie, dzikie gęsi, łabędzie, krukowate i kormorany. Przez 3 lata zwoływaliśmy posiedzenie Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi w trybie artykułu 152, czyli w trybie nadzwyczajnym, bo ani poprzedni przewodniczący komisji rolnictwa, Robert Telus, ani obecny przewodniczący, Leszek Galemba, nie chcieli zwołać komisji rolnictwa w tym zakresie. Ciągle wytaczano mi jako posłowi sprawozdawcy nowe zadania. Ostatnie zadanie polegało na tym, aby stworzyć metodologię liczenia strat. Zwróciłem się do Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego, do profesorów tej uczelni i tę metodologię wypracowano na bazie 20 prac naukowych różnych profesorów z całej Europy, a nawet ze Stanów Zjednoczonych. Na ostatnim posiedzeniu komisji rolnictwa stwierdzono: „tak, projekt jest dobry, wyliczenia są dobre, ale my musimy go poprawić”. Chodziło o to, że to musi być takie „podręcznikowe” wręcz, rozesłane do Urzędów Marszałkowskich, jak mają to liczyć. Opracowanie metodologii było niezbędne do akceptacji ustawy.
Minister Ciecióra jak i minister Golińska (sekretarz stanu w Ministerstwie Klimatu i Środowiska, red.) obiecali mi, że jeszcze w tej kadencji Sejmu przygotują własny, rządowy projekt ustawy. Zapewniali mnie, żebym się nie martwił, że rolnicy nie będą zawiedzeni. Ale nic z tego nie wyszło, oszukano mnie. Nie dotrzymał słowa minister Ciecióra, nie dotrzymała słowa minister Dolińska, bo takiego projektu ustawy nie przygotowano. Zostali oszukani również rolnicy, ponieważ nie otrzymają dopłat za straty wyrządzone przede wszystkim przez żurawie, bo żurawie niszczą przede wszystkim u nas, na Warmii i Mazurach, pola kukurydzy. To są ogromne straty, których nikt do tej pory rolnikom nie chce wypłacić. Mam nadzieję, że w nowej kadencji Sejmu będzie to pierwszy projekt ustawy, który Polskie Stronnictwo Ludowe złoży na ręce nowego Marszałka Sejmu i będzie dalej procedowany, uszlachetniony o te poprawki. Wszystkie gwiazdy na niebie mówią, że resort rolnictwa obejmie Polskie Stronnictwo Ludowe. W tym momencie jeszcze łatwiej będzie tę ustawę procedować i dopiąć do końca. Jako posłowie sprawdzimy, jaki projekt ustawy przygotowali minister Ciecióra i pani minister Golińska w swoich resortach.
Kolejną rzeczą, której rząd nie wykonał, to przede wszystkim brak rozwiązania problemu z owocami miękkimi. Owoce miękkie były w tym roku problematyczne, bo wielu rolników powiedziało, że nie będzie uprawiało malin, innych owoców, ponieważ to przynosi ogromne straty i nie są w stanie dokładać dalej do produkcji. I dlatego problem owoców miękkich musimy rozwiązać w pierwszej kolejności i jak najszybciej.
Ponadto na mój wniosek zwołaliśmy w kwietniu i w maju dwa posiedzenia Komisji ds. Energii, Klimatu i Aktywów Państwowych, gdzie rozmawialiśmy na temat cen nawozów azotowych. Dlaczego Puławy produkowały na minimalnym poziomie, kiedy cena gazu była w tamtym czasie najniższa? Cena gazu była niższa niż przed wojną Rosji z Ukrainą, bo oscylowała w tamtym czasie na poziomie 24-30 EUR/MWh. Dlaczego polskie zakłady azotowe nie produkowały wtenczas azotu, tylko stały? Pracownicy przyjeżdżali do Sejmu, protestowali, spotykali się na Komisji Rolnictwa, spotykali się na Komisji Aktywów. Dyskutowaliśmy, pracownicy przedstawiali swoje problemy, ale odpowiedzi ze strony rządowej nie było. Wówczas nawozy azotowe kosztowały 1500 zł za tonę, a dziś już kosztują 1860. Potem się mówi, że rolnikom daje się jałmużnę w postaci dopłaty do nawozu. Jeżeli rolnicy by kupili te nawozy po 1500 zł, to nikt od rządu nie chciałby żadnej jałmużny. Państwo musi wykonywać te zadania, rozwiązywać te problemy, które są. Jeżeli nawozów azotowych potrzeba nam tyle i tyle milionów ton, to powinniśmy wyprodukować je w cenie najniższej, kiedy jest najtańszy gaz. W Polsce najtańszy gaz jest, a my nawozów nie produkujemy. Cena gazu rośnie, a my zaczynamy produkcję nawozów azotowych. Absurd.
Myślę, że 8-letni okres sprawowania władzy jest na tyle długi, że możemy mówić o kształtowaniu polityki rolnej w sensie strategicznym. Czy tutaj dostrzega pan jakieś błędy?
Z tej strategii wyszło tak, że rządzący w 2019 roku, kiedy rząd PiS-u po raz kolejny objął władzę, mówili, że wyrównają dopłaty unijne do poziomu europejskiego. Była tu mowa o 250 EUR do jednego hektara i co się okazało? Rząd tak intensywnie pracował, że rolnikom zostało 118 euro tej podstawy, a resztę rolnicy mieli uzyskać w ekoschematach. Ok 430 tys. rolników złożyło wnioski w ekoschematach, a reszta nie złożyła. I co wymyślił rząd? Rząd wymyślił to, żeby tym rolnikom, którzy nie otrzymali tych dopłat, zrobić prezent i dać 225 EUR za hektar, maksymalnie do 5 ha, ale na jeden rok. To jest też takie oszukanie rolników. Dopłata była tylko na rok 2023, czyli w rok wyborczy. Nie wierzę w takie przypadki. Dlatego polska wieś zachowała się, jak się zachowała i podjęła taką, a nie inną decyzję, i tak zagłosowała w tych wyborach. Dlatego PiS nie uzyskało tak dużego poparcia na wsi.
Ciekawym punktem programu PSL-u jest zrównanie dopłat do tych, które otrzymują państwa starej Unii, czyli w przybliżeniu będzie to 1200 zł do hektara. Skąd wziąć te pieniądze? Obecnie skonstruowany system dopłat był przez niektóre organizacje branżowe krytykowany; chodziło o przesunięcie środków z drugiego filara czyli tego przeznaczonego na inwestycje, stąd wynikało też zwiększenie dopłat bezpośrednich. Czy jest to dobry kierunek?
Mi się wydaje, że nowy minister rolnictwa, który będzie powołany – powiedzmy – przy złych wiatrach do końca listopada (mam nadzieję, że rząd będzie powołany do końca listopada, chyba że prezydent przyspieszy te prace) spotka się ze związkami zawodowymi, tymi znaczącymi związkami zawodowymi, które mają wybieralną reprezentację, bo trudno mówić o związkach zawodowych, które były wybrane w latach dziewięćdziesiątych…
Mówię raczej o organizacjach branżowych, także Krajowa Rada Izb Rolniczych krytykowała przesunięcie tych środków z II filara.
Potrzebne jest takie spotkanie, taka debata ze związkami, w jakim kierunku mamy pójść i żeby to rolnicy się wypowiedzieli, a nie rządzący. Jeżeli rolnicy dadzą nowemu ministrowi takie pełnomocnictwo do działania, to tak będziemy działać, że z drugiego filara przesuniemy na pierwszy. Nie można zapominać też, bo w tej chwili się wszystko robi w kierunku małych gospodarstw do 5 ha, ale też nie możemy zapominać o gospodarstwach towarowych. Produkują one produkty eksportowe o wartości 40 miliardów euro. Eksport to jest filar polskiego rolnictwa. Dzisiaj się zderzamy z tym, czy produkować, czy nie i ile produkować. To są tematy, które będą bardzo ważne w najbliższych miesiącach, które nowy minister rolnictwa będzie musiał ze swoimi zastępcami i z rolnikami rozwiązać. Ja mam nadzieję, że dalej będę pracował w komisji rolnictwa na rzecz rolników. Przez te cztery lata dałem się zauważyć jako obrońca polskiego rolnictwa. Rolnicy mi zaufali, zagłosowali na mnie i zdobyłem mandat z drugiego miejsca na liście. Mam nadzieję, że dalej mi będą ufać.
Chciałbym poruszyć teraz kwestię importu zboża z Ukrainy. Tak jak pan wspomniał, wszystkie znaki na niebie wskazują na to, że PSL obejmie resort. W programie partii czytamy o kaucjach wwozowych, natomiast o ile się nie mylę, prawo unijne nie przewiduje instytucji kaucjowania. Druga sprawa, co dalej z zakazem importu? Jakie będą rekomendacje w tej sprawie?
Mając komisarza Wojciechowskiego, musimy doprowadzić do pilnego spotkania ministrów rolnictwa całej Unii. I jeżeli mamy to zboże ukraińskie przyjmować i cło jest nieskuteczne, to musimy to zrobić tak: proszę bardzo, siadamy w 27 krajów unijnych i każdy kraj Unii proporcjonalnie niech przejmie zboże z Ukrainy. Przykładowo Hiszpanie bardzo potrzebują zboża, ponieważ mają ogromną produkcję zwierzęcą. Im z pewnością to zboże by się przydało. I dlatego, jeżeli będzie solidarność, a mam nadzieję, że odblokujemy KPO i wszyscy ministrowie unijni rolnictwa podejmą taką decyzję, to Polska będzie w wygranej sytuacji. Trzeba rozmawiać. Ja byłem akurat w Strasburgu, miałem przyjemność w ostatnim czasie rozmawiać z urzędnikami unijnymi, którzy ku mojemu zaskoczeniu mówili, że strona polska nie była skłonna do rozmów na temat ograniczenia napływu zboża z Ukrainy. Rząd dużo mówi, macha szabelką, ale konkretów brak. W tym temacie potrzebne są rozmowy, potrzebny jest dialog, dzięki któremu stworzymy mechanizm systemowy, obejmujący całą Unię Europejską.
Teraz kwestia fotela ministra rolnictwa. Czy są jakieś wewnątrzpartyjne ustalenia w tej sprawie?
Żeby o tym dyskutować przede wszystkim kluby koalicyjne, które są, czyli przede wszystkim KO, Lewica, Trzecia Droga muszą usiąść do stołu i resorty ewentualnie muszą zostać rozdzielone pomiędzy kluby koalicyjne. W tej chwili to jest za wczesna dyskusja na ten temat. Będzie taki układ, że powiedzmy PiS nie stworzy rządu. Prezydent na pewno zrobi taką rzecz, że powoła premiera z PiS-u i on będzie rząd powoływał, ale na pierwszym posiedzeniu Sejmu rząd nie uzyska wotum zaufania. Będzie kolejna rzecz, że 46 posłów może już wystąpić do prezydenta o powołanie nowego rządu i tak będzie. I w tym momencie jak prezydent powoła nowego kandydata, to będziemy o tym dyskutować. Jak na razie za wcześnie, nie chciałbym dyskutować o czymś, czego nie ma. Są takie przymiarki, a od przymiarek do decyzji jest daleka droga.
A co z przymiarkami?
Jeśli chodzi o przymiarki, to jak sam pan podkreślił, resort rolnictwa jest przewidziany dla Polskiego Stronnictwa Ludowego, a jak to się zakończy, zobaczymy. W ciągu 2-3 tygodni sytuacja się na pewno rozwiąże.