Już od kilku tygodni ceny żywca wołowego utrzymują się na stabilnym poziomie. Są nieco wyższe niż w ubiegłym roku (o 8 %), ale nie powodują euforii wśród hodowców, ponieważ w tym roku wzrosły również i to znacznie koszty produkcji.
Obecnie podmioty skupowe płacą za byki powyżej 600 kilogramów od 5,30 do 9,40 zł/kg. Jałówki powyżej 550 kilogramów można sprzedać w cenie od 5,20 do 8,50 zł/kg. Krowy powyżej 650 kilogramów skupowane są w cenie od 2,00 – 6,50 zł/kg.
Polska wprawdzie jest jednym z czołowych producentów wołowiny w Europie, ale trudno w naszych sklepach znaleźć dobre mięso czerwone pochodzące od lokalnych producentów. Na pułkach sklepowych dominuje przede wszystkim mrożona wołowina sprowadzana z Argentyny.
– W dniach 15–21.02.2021 r. zakłady mięsne zbywały kompensowane ćwierćtusze wołowe z młodych byków do 2 lat przeciętnie po 13,63 zł/kg, o 1% taniej niż tydzień wcześniej i o 2% taniej niż przed miesiącem. Cena ćwierci była jednak o 7% wyższa niż przed rokiem – informuje Biuro analiz i Strategii Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa.
Zdaniem Jacka Zarzeckiego, prezesa zarządu Polskiego Związku Hodowców i Producentów Bydła Mięsnego, na europejskim rynku mięsa wołowego robi się coraz ciaśniej i żeby dalej dobrze funkcjonować, trzeba szukać innych rozwiązań, niż konkurowanie ceną. Dlatego według prezesa PZHiPBM musimy wyróżniać się obok jakości i powtarzalności również transparentnością, zrównoważoną produkcja i dobrostanem zwierząt.
Aby konkurować a krajami strefy Mercosur (zrzeszającej najważniejszych producentów w Ameryce Płd., m.in. Argentynę i Brazylię) oraz Nową Zelandią czy Australią, produkcja opasów w Polsce musi być na jak najwyższym poziomie. Dlatego aby tak się stało potrzebne są dobre instrumenty. Jednym z nich ma być paszportyzacja polskiej żywności. Za pomocą cyfrowego systemu będzie można śledzić informacje o naszych produktach żywnościowych w łańcuchu dostaw. Prace nad projektem zainicjowanym przez resort rolnictwa i hodowców już się rozpoczęły.