Zwiększenie do poziomu 20% udziału odnawialnych źródeł energii w bilansie energetycznym do 2020 roku będzie dla Polski dużym wyzwaniem. Co prawda wzrost takich inwestycji nie jest wcale taki powolny, dotychczasowy system publicznego wsparcia jednak nie funkcjonuje, a nowelizacja prawa jest opóźniona, przez co banki niechętnie kredytują projekty w obszarze OZE. Lukę w finansowaniu mogą wypełnić zielone obligacje.
Inwestycje w sektorze OZE hamuje obecnie spadek cen zielonych certyfikatów, przez co produkcja energii odnawialnej jest nierentowna. Problemem jest także długi termin finansowania większości projektów, który wynosi 13-14 lat, co przy niepewnych warunkach rynkowych znacząco utrudnia szacowanie ich zyskowności. Niedogodnością dla inwestorów są przedłużające się prace nad nową ustawą ws. OZE, a jak zwracają uwagę eksperci, w sytuacji niepewnego otoczenia prawnego inwestycje są zbyt ryzykowne.
Problemy z finansowaniem w ramach obecnego prawa są łagodzone przez wsparcie m.in. ze strony EBOR-u. Inną, bardziej rynkową alternatywą są zielone obligacje, które pozwalają pozyskać kapitał od inwestorów na inwestycje w OZE.
Zwiększenie skali rynkowego finansowania dla OZE jest możliwe pod warunkiem zagwarantowania odpowiedniego poziomu bezpieczeństwa tych projektów zarówno dla inwestorów, jak i banków je finansujących. – Musimy mieć do czynienia z długoterminowymi umowami na odbiór energii, które zagwarantują wolumeny oraz w dużym stopniu cenę. W takiej sytuacji, przy ograniczonym ryzyku, banki komercyjne są gotowe wspierać takie przedsięwzięcia. Zresztą nie tylko banki, lecz także inwestorzy, jak choćby nabywcy wspomnianych zielonych obligacji – uważa prezes DNB Bank Polska Artur Tomaszewski.
AT za Newseria Biznes